Jeden rzut oka na mapę wystarczy, by pierwszy cel dzisiejszego dnia wyklarował się sam. Trudno przegapić nitkę rzeki Mała Panew, biegnącą do dużej, niebieskiej plamy, jaką jest jezioro Turawskie. Podążamy śladem wody, a trasy rowerowe pojawiają się przed nami jedna po drugiej, jak na zamówienie. Ten dzień to ciche leśne ścieżki, kąpiel w jeziorze, chaos przedmieść Opola, a na koniec znów cisza i spokój na szlaku św. Jakuba, z niezwykle przyjemnym finałem w niepozornej, choć przeciekawej wsi Chróścice. Przed 08.00 wychylamy nosy z namiotu. Słońce już bezwstydnie praży, niebo jest czyste. Z głośników umieszczonych na pobliskiej choince prezenter lokalnej stacji informuje, że w tym roku święto województwa opolskiego odbywa się pod hasłem: Opolskie na rowery! Tutejszy samorząd w 2021 roku zaczął realizować projekt pod takim właśnie tytułem. Jego cel to koncepcja rozwoju ścieżek i tras rowerowych w regionie na najbliższe kilka-kilkanaście lat. To wyraźny znak, że warto się tutaj pokręcić. Już pierwsze kilometry w opolskim upewniają nas w przekonaniu, że uwagę rowerowym trasom poświęcano tutaj nie od dziś. Co rusz wyrasta przed nami oznaczenie tej czy innej trasy rowerowej. Tabliczki nie są najnowsze, niektóre mocno spłowiały, ale przecież nie chodzi o to, żeby wyglądały jakby dopiero co wyszły z fabryki. Mają istnieć, być użyteczne, inspirować do skręcenia w tę czy inną boczną ścieżkę, a potem pozwalać na komfortowe przemieszczanie się bez mapy. Jak na razie wszystko wskazuje na to, że w opolskim tak właśnie będzie. Trasa na jezioro Turawskie, przez Krasiejów i Ozimek, odnajduje nas sama. Nie protestujemy i dajemy się prowadzić niemal pustymi i zacisznymi drogami. Samochody gdzieś wymiotło. Znów najgłośniejszym dźwiękiem staje się szum czterech rowerowych opon, czyli najlepsze ścieżka muzyczna udanego wyjazdu. Przejeżdżamy przez Krasiejów, najstarszą miejscowość w gminie Ozimek. Dziś kojarzona jest głównie z prowadzonymi tu od 1993 roku wykopaliskami paleontologicznymi, które są obok tych w Lipiu Śląskim, największymi tego typu wykopaliskami w Polsce. Znaleziono tu całe mnóstwo dużych fragmentów szkieletów jeziornych i lądowych kręgowców sprzed około 230 mln lat. Zespół prof. Jerzego Dzika znalazł liczne szczątki dinozauromorfa Silesaurus opolensis, co przyniosło wykopaliskom światowy rozgłos. Komercyjnym efektem znalezisk jest działający tu Park Dinozaurów "JuraPark". Na zdjęciu poniżej Muzeum Paleontologiczne, mieszczące się w siedzibie dawnej szkoły w centrum wsi (otwarte w weekendy od 14.00 do 16.00). Śladem Małej Panwii suniemy przez lasy, a następnie wzdłuż północnej krawędzi jeziora Turawskiego. Ogromną zaletą wyjazdów przed sezonem jest to, że... nikogo nigdzie nie ma! Kąpiel w niemal pustym jeziorze Turawskim to niecodzienne przeżycie, szczególnie dla kogoś z Górnego Śląska, kto zbiorniki wodne kojarzy z tłokiem w wodzie i tłokiem nad wodą oraz oczywiście dziesiątkami podgrzewających atmosferę grilli. Przez miejscowość Turawa jedziemy na Kotórz Mały, Węgry i Kolanowice. Ostatnia miejscowość to dla mnie znak, bym pamiętał o moim kolanie, a raczej o tym, z jakiego przerostu ego skutecznie mnie właśnie leczy (jeśli nie wiesz o co chodzi, przeczytaj relację z pierwszego dnia tego wyjazdu). Wizja wyjazdu nad Bałtyk blednie we mnie z każdą minutą. Uświadamiam sobie (choć to niełatwe), że nie zawsze to, za czym w danym momencie gonimy, jest dla nas dobre. Gdy nie chcemy niczego, dobre momenty pojawiają się przed nami same i cieszą w jakiś inny, wyjątkowy sposób. Tak jest i teraz. Kolanowice dzieli tylko 15 km od Dobrzenia Wielkiego, gdzie równo 5 lat temu dotarłem najdalej na szlaku św. Jakuba. Jak można nie skorzystać z tak świetnej okazji? Ciśniemy na Dobrzeń!
Spontaniczny klimat naszej wycieczki sprawia, że nieustannie rozglądam się za miejscem na dziki biwak. Znajduję jedno, dość urokliwe (widoczne poniżej), jednak upał wyraźnie dał nam się dziś we znaki i potrzebujemy odrobiny komfortu. W niedalekich Chróścicach, znajdujących się również na szlaku św. Jakuba, znajduję dla nas wolny pokój. Gdybyśmy mieli konkretny cel i do niego gnali, pewnie przejechalibyśmy przez Chróścice bez najmniejszej refleksji. Ot, wioska jak każda inna. Jednak żadnego konkretnego celu nie mamy, a natura, która nie znosi próżni, oferuje nam w zamian wieczór w Chróścicach, który przynosi nam kilka niespodzianek. Niespodzianka pierwsza - pomysłowe stojaki rowerowe pod kościołem św. Jadwigi. Może dla kogoś to banał, jednak doceniam każdy przejaw uwagi dla osób poruszających się na dwóch kółkach, szczególnie w małych miejscowościach. Warto wspomnieć, że wieczorem byłem już tak skołowany upałem, że po zrobieniu zdjęcia kościoła zamiast swojego roweru próbowałem zabrać ten właśnie stojak, dziwiąc się, że nie ma na nim bagażu... Niespodzianka druga - tabliczka z odległością do kolejnych miast - rzecz na szlaku Jakuba raczej rzadka. Jeszcze tylko 3458 km... Niespodzianka numer trzy: Hotelik "U Justyny" okazuje się przemiłym miejscem. Przede wszystkim czystym i schludnym, dzięki czemu po całym dniu w siodełku i na upale doznajemy niemal olśnienia komfortem, jaki nagle nas otacza. Przestronny pokój z dużą łazienką i klimatyzacją, dwie w pełni wyposażone kuchnie - nie skłamię chyba, jeśli stwierdzę, że jest to jedno z ładniejszych miejsc w jakich kiedykolwiek spałem. Najciekawsza jest jednak niespodzianka numer cztery - podczas wieczornego rekonesansu w poszukiwaniu sklepu dostrzegamy, że jesteśmy w miejscu wyjątkowym. Ktoś w Chróścicach zadbał o to, by osadzić tę wieś w czasie i przestrzeni, budować poczucie wspólnoty i jednocześnie dać impuls przyszłym pokoleniom, by zachowały świadomość swoich korzeni. Na wielu domach wzdłuż głównej ulicy odnajdujemy tabliczki z datami i nazwiskami ich przeszłych gospodarzy. Na domu Sołtysa także wypisane kolejne nazwiska obejmujących to stanowisko. Spis sięga setek lat wstecz. Jest pomnik upamiętniający ofiary obu wojen, wraz z wszystkimi nazwiskami, a także tablica, przedstawiająca w skrócie historię wsi, której pisemnie udokumentowane dzieje sięgają 1268 roku. Motto wsi, związane z tutejszymi przemysłowymi tradycjami to: "wiklina nas splata, a żelazo nas hartuje". Cieszę się, że los splótł nas dziś z tym wyjątkowym miejscem. Zasypiam, w pamięci mając ostatni obrazek tego dnia - oświetlony kościół św. Jadwigi na tle ciemniejącego nieba. Ścieżkę dźwiękową wybija kościelny dzwon, bijąc dostojnie co pół godziny. Moja lekcja przyjmowania tego, co jest, ciągle trwa. Jak się okazuje, zamiast drogi przez mękę, raczej przypomina ona raczej rozpakowywanie kolejnych prezentów, których istnienia się totalnie nie spodziewałem. Im mniej planowania, tym więcej przestrzeni dla nieznanego. Podoba mi się to. Chcę skrupulatnie zaplanować jutrzejszy dzień, ale powstrzymuję się. Niech dzieje się samo.
2 Comments
Daria
24/6/2021 23:11:28
Jezioro Turawa też świetnie wspominam, czysto i spokojnie. Przynajmniej przed sezonem 👍Spływ Małą Panwią też pamiętam, istny żywioł, trzeba walczyć o życie 😂
Reply
Kuba
4/7/2021 21:18:54
Słyszałem, że bywa ciężko. Niektórzy reagują wręcz wymiotami!
Reply
Leave a Reply. |
KategorieWszystkie Droga św. Jakuba Green Velo Inne Łemkowszczyzna Liswarciański Szlak Rowerowy Mikroprzygoda Mikro Przygody Z 5 Latkiem Mikro Przygody Z 5-latkiem Piesze Wyprawy Praktyczne Porady Przemyślenia Rowerowe Wyprawy Szlak Historii Górnictwa Górnośląskiego Szlak Husarii Polskiej Szlak Rowerowy 2Y Katowice Głubczyce Wiślana Trasa Rowerowa |