Wychodzi na to, że ot tak, po prostu, bo pasja nie ma terminu ważności. Moja mama rozpoczęła i pokochała rowerowe wyprawy mając 54 lata. Przed swoją pierwszą kilkudniową rowerową włóczęgą nie trenowała w żaden sposób, a potem, napędzana szczerą radością z jazdy, pokonywała ok. 100 km dziennie. Ale skąd właściwie w jej głowie wziął się pomysł, by do sakw wrzucić namiot, wskoczyć na rower i ruszyć w nieznane? Zapraszam do lektury...
0 Comments
2/2/2023 0 Comments Iohan Gueorguiev – najszczęśliwszy rowerowy włóczęga, który popełnił samobójstwoPodróżował rowerem przez 6 lat. Żył w drodze, pośród spokoju i ciszy dzikiej przyrody. Byłem przekonany, że znalazł klucz do szczęścia. W sierpniu 2021 roku popełnił samobójstwo. Historii Iohana warto przyjrzeć się bliżej.
15/1/2023 2 Comments KIEDYŚ TO BYŁY ZIMY...„Kiedyś to były zimy, nie to co teraz…”. Zastanawiałem się ostatnio, czy się starzeję, że z sentymentem wspominam przeszłość, czy może faktycznie kilka lat wstecz zima była zimą. Z pomocą przyszło mi blogowe archiwum. Jak się okazało, w poprzednich latach śniegu i mrozu faktycznie było więcej. Śnieg w butach, przemarznięte dłonie i czerwone nosy były nieodłącznymi towarzyszami moich łazęg. Zapraszam na zimową wycieczkę w przeszłość. Ciepła herbata jak najbardziej wskazana! 24/12/2022 1 Comment ROWEREM NA WIGILIĘMiałem wsiąść do pociągu (nie byle jakiego) i pojechać prosto na Wigilię. Już prawie zamówiłem bilet, by przemierzyć dobrze znaną trasę bez wysiłku, z książką w ręku, w suchym i ciepłym wagonie. W sposób cywilizowany, uznawany i praktykowany przez wielu rozsądnych ludzi. Wtedy jednak ze środka siebie dobiegł mnie buntowniczy szept: "A może ta pogoda wcale nie jest taka zła? Leje od kilku godzin, ale przecież zawsze może przestać. Dziś ulice będą puste, domy kolorowo oświetlone, a klimat niewielkich wsi - odświętny i zaczarowany". Nie łatwo mi odrzucić takie argumenty.
Poza tym parę razy zdarzało mi się już właśnie w Wigilię pokonywać 30-kilometrową trasę z Siemianowic Śląskich do wsi niedaleko Siewierza. Nigdy nie żałowałem. Tak samo jest i w tym roku. Zapraszam do wspólnej trasy przez asfalt, śnieg, lód i błoto. Od kilku lat stosuję prosty system: rozmawiam z ludźmi o miejscach, wydarzeniach (niekoniecznie związanych z turystyką rowerową), uważnie słucham rozmaitych historii i czekam, aż mnie coś tknie. Jak tknie, to jadę w miejsce, którego dotyczyła rozmowa. Nie szukam atrakcji, ani wyjątkowych miejsc. Pozwalam, by droga sama mnie prowadziła i zaskakiwała. A zaskakuje zawsze, to mogę wam zagwarantować. Zawsze też dostaję to, co dla mnie najważniejsze - przyjemność z ruchu, z samego bycia w drodze. Jeśli czytając to, poczuliście, że to coś dla was, zapraszam do lektury!
14/4/2020 0 Comments W wolnej chwiliMam czas, nie oddalam się, więc eksploruję to, co najbliżej. W każdym możliwym sensie, a więc i tym fizycznym, terenowym. Drogi pomiędzy polami i łąkami, na skraju lasu (nie w środku, bo przecież w lesie czai się najgorsze zło!), przy rzekach i bagniskach. Wszystko mi się podoba i do wszystkiego się uśmiecham. Słucham, jak szumiące drzewa śpiewają najpiękniejsze melodie. Patrzę na piękno śniegu, deszczu i wiatru, które wyrasta z ich wolności, oddalenia od chaotycznego szumu, który tworzy człowiek "cywilizowany". Jeśli masz ochotę, czytelniku, zapraszam na mikro-wycieczkę po okolicy.
Rower to rower, pomyślicie. Rama, dwa kółka, kierownica. Pedałujesz i jedzie, większej filozofii w tym nie ma. Dla mnie jednak ta z pozoru prosta konstrukcja przez ostatnie lata urosła do rangi najgenialniejszego wynalazku ludzkości. Wiele razy na sobie doświadczyłem jak, odpowiednio wykorzystany, może zdziałać cuda. Tkwi w nim ogromny potencjał, który może zmienić życie każdego z nas. Gdy dziś wyprowadzałem na mroźne powietrze mojego dwukołowca, rozmyślałem o tym po raz enty. I postanowiłem nawet myśli te spisać.
19 czerwca o godzinie 6:42 wsiadłem do pociągu relacji Katowice – Gdynia o swojskiej nazwie „Hutnik”. Tuż obok siedziała najlepsza towarzyszka moich wypraw rowerowych – moja osobista mama. Już trzeci rok z rzędu wyruszaliśmy na tę naszą kilkudniową tułaczkę rowerową, której plan bardzo luźno opierał się na rowerowym szlaku Green Velo, a tak naprawdę nigdy nie wiedzieliśmy, którędy pojedziemy, ile przejedziemy i gdzie będziemy spali. Te trzy niewiadome, mimo że mieliśmy jechać przez Polskę, a nie amazońską dżunglę, nadawały naszej wycieczce wymiaru prawdziwej przygody. A oboje bardzo potrzebowaliśmy sobie przypomnieć, jak bardzo można poczuć się wolnym jadąc na dwóch kółkach w nieznane. I oboje, jak zwykle, otrzymaliśmy ogromną porcję tej naszej ulubionej, rowerowej wolności, przy okazji zaliczając kolejną, życiową lekcję.
Szlak św. Jakuba czyli Camino de Santiago to coraz bardziej popularna trasa pielgrzymkowa, której nitki oplatają całą Europę, zbiegając się w hiszpańskim Santiago de Compostela - miejscu pochówku apostoła św. Jakuba. Ten mający kilka tysięcy kilometrów szlak rozpala dziś wyobraźnię nie tylko chrześcijan, ale również wszelkiej maści poszukiwaczy przygód, a coraz częściej również turystów, którzy przemierzają go korzystając z ofert biur turystycznych, obejmujących busiki dla pielgrzymów czy noclegi w hotelach. O Camino powstały dziesiątki reportaży, artykułów, filmów oraz książek, o relacjach i fotorelacjach na blogach nie wspominając.
Skąd ten fenomen? Może stąd, że krążą o nim prawdziwe legendy, których esencja brzmi: ten, kto rozpoczął Camino, to ktoś zupełnie inny od tego, kto Camino ukończył. Camino ma niesamowitą moc przemiany. Korzenie tej mocy wydają się jednak sięgać znacznie głębiej niż historia chrześcijaństwa, głębiej w czas i głębiej w materię, przebijając się aż do jądra ziemi, źródła siatki energetycznej oplatającej całą naszą planetę. Gdy czytam relacje z większych i małych podróży na innych blogach, często mam wrażenie, że autorzy to ludzie z marmuru. Nie wahają się przed wyborem trasy, nie męczą ich długie kilometry jazdy czy marszu, podróż to ich żywioł, a z niepotrzebnymi emocjami radzą sobie w trymiga. U mnie nie zawsze tak to wygląda. Zdarzają się dni, które po prostu nie są przeznaczone na długie podróże, albo raczej, kiedy ja im nie jestem przeznaczony. Tak właśnie było w poniedziałek 4 lipca 2016 roku. Choć pokonałem wówczas na rowerze jedną z dłuższych jednodniowych tras tego roku, tym, na co najbardziej czekałem był powrót do domu. |
KategorieWszystkie Droga św. Jakuba Green Velo Inne Łemkowszczyzna Liswarciański Szlak Rowerowy Mikroprzygoda Mikro Przygody Z 5 Latkiem Mikro Przygody Z 5-latkiem Piesze Wyprawy Praktyczne Porady Przemyślenia Rowerowe Wyprawy Szlak Historii Górnictwa Górnośląskiego Szlak Husarii Polskiej Szlak Rowerowy 2Y Katowice Głubczyce Wiślana Trasa Rowerowa |