Któż by się oparł mostowi nad Wartą. Na pewno nie ja - miłośnik wszelkich mostów i rzek. Tę pachnącą jeszcze nowością, pomarańczowo-bordową konstrukcję mamy pod samym nosem, bo w Chróścicach, gdzie tego dnia nocowaliśmy. Potem czeka nas kawałek szlaku Greenway Oder River Trail, (nielegalna) przeprawa przez wał, przejazd przez Opole, a za nim długie kilometry leśnych ścieżek, orzeźwiająca terapia w Kamieniu Śląskim, a na sam koniec taras z niezapomnianym widokiem. Zapraszam do lektury! Na most w Chróścicach cieszę się jak dziecko. Przekraczamy rzekę w nieco innym tempie. Mama - pospiesznie, bo niepokoi ją gabaryt Odry, ja - z ociąganiem, chcąc do syta napatrzeć się na dostojność mas wody, które od dawien dawna płyną swoją drogą , nic sobie nie robiąc z tego, co dookoła. Czy można się reinkarnować jako rzeka? Trasę rowerową Greenways Oder River Trail, sam nie wiem czemu, zaliczyłem do kategorii szlaków-widmo, czyli tych, które na mapach istnieją i mają się dobrze, a w rzeczywistości raczej niekoniecznie. Według Open Street Map szlak urywa się w Mikolinie, by pojawić się tuż za mostem, który przekraczamy. Znajdujemy tam czerwony szlak rowerowy, który na początku mylnie uznaję za poszukiwane ORT. Mimo tej pomyłki, dojeżdżamy do Naroku i tam znajdujemy poszukiwany, niebieski szlak. Niebieski - no bo przecież to Blue Velo - siostra (brat?) Green Velo szlak prowadzący zachodnią Polską, docelowo przez 5 województw, aż nad Bałtyk. Blue Velo/ORT towarzyszy nam przez jakiś czas, by potem zniknąć. Mylimy się przez to nieco w plątaninie polnych dróżek nieopodal wałów, aż w końcu wjeżdżamy na jeden z nich. Według mapy w telefonie - tędy właśnie biegnie rowerowa trasa nad Odrą. Innego zdania jest barierka zagradzająca przejazd wałem. Zagaduję jednego z robotników, wykonujących tutaj jakieś przebudowy. Pytam, czy dwa rowery bardzo im tu będą na wale przeszkadzały. Odpowiada, że ogólnie nie wolno, bo wały są właśnie wzmacniane, ale mamy jechać. Przejeżdżamy więc pospiesznie, a ja zastanawiam się, czy to ja źle czytam mapę, czy na szlaku, który ma być flagowym "produktem turystycznym" w regionie faktycznie jest zakaz przejazdu? Zjeżdżamy z wału i suniemy w stronę drugiego dziś mostu nad Odrą. Tu Blue Velo pojawia się znowu, niczym królik z kapelusza. Zgodnie z jego wskazówkami suniemy pod ruchliwą drogą i wygodnym podjazdem robimy wypych na most. Tu kolejne zaskoczenie - mimo plątaniny dróg szybkiego ruchu oplatających Opole, ktoś pomyślał o rowerzystach - ścieżka rowerowa nie urywa się ani na chwilę, prowadząc aż nas do brzegu Odry nieopodal centrum miasta. Tutaj znów trafiamy na - jakżeby inaczej - szlak św. Jakuba. Miasto, jak to miasto - jest ładny rynek, zbyt dużo ludzi i szum samochodów. Żar leje się z nieba, więc nie przyglądamy się zbyt dokładnie jego zabudowaniom. Znacznie więcej czasu spędzamy w knajpce nad Odrą, sącząc zimne napoje i korzystając z uroków hamaka... A potem, nadal prowadzeni wygodnie przez ścieżki rowerowe, patrzymy z ulgą, jak miasto cichnie, samochodów jeździ coraz mniej, a zabudowania ustępują miejsca zalesionym terenom. Dajemy się prowadzić szlakowi św. Jakuba, choć jedziemy nim "pod prąd", co nieco utrudnia nawigację na tym jednokierunkowym szlaku. Upragnionego odpoczynku udziela nam boisko szkolne na obrzeżach lasu w Kosorowicach. Jest dach, ławeczki, stoły. Czego więcej trzeba strudzonemu rowerzyście? Potem jeszcze nieco polnych dróżek... ... by wraz ze szlakiem odwiedzić Kamień Śląski i ogrody ks. Kneippa przy Sanktuarium św. Jacka. Ks. Sebastian Kneipp opracował własną metodę terapeutyczną, której jednym z filarów była hydroterapia, a ogrody są miejsce, w którym każdy może jej zażyć. Dla naszych wymęczonych i spieczonych słońcem nóg zbawienny okazuje się basen do deptania wody czyli tak zwany „brodzik do brodzenia w oligoceńskich zimnych wodach”. Robimy sobie tutaj naprawdę dłuuugą przerwę. Dotąd byliśmy prowadzeni przez Blue Velo i św. Jakuba, teraz puszczamy się wolno. Już od jakiegoś czasu jestem świadom tego (a konkretnie od wizyty na Wiślanej Trasie Rowerowej pod Oświęcimiem), że nie lubię, gdy podczas wycieczek wszystko mam podane na tacy. Fajnie, gdy jest szlak, miejsca odpoczynku i mapy, ale jeszcze lepiej, gdy tego wszystkiego nie ma. To takie włóczenie się w starym stylu, gdy człowiek żądny przygód nie liczył na żadne ułatwienia i wskazówki, tylko po prostu ruszał drogę, zamiast tygodniami przeczesywać internet w poszukiwaniu atrakcji, noclegów i najlepiej oznakowanych szlaków. Stan bez szlaku ma pewien niewątpliwy plus - możemy wówczas dojechać do miejsc, które nie są nawet w ułamku procenta "przygotowane" na przyjazd turystów czy wędrowców (jak zwał tak zwał). Życie płynie tam swoim rytmem. Stary kościółek nie posiada tablicy opisującej jego historię, ale najzwyczajniej w świecie odbywają się tam msze. Wiejski sklepik nie stara się na siłę przystosować asortymentu do wymagań przyjezdnych. Przyjezdni są tu zaskoczeniem. Jest normalnie, autentycznie. To właśnie w takich miejscach zazwyczaj rozmowy z mieszkańcami jakoś się po prostu wydarzają. Doświadczam wówczas czegoś innego w podwójnym znaczeniu - inne jest moje otoczenie, ale inny jest również mój rozmówca. O takim "innym" pisał właśnie Kapuściński - z innymi poglądami, motywacjami, spojrzeniem. Takie doświadczanie i poznanie to największa wartość podróży. Po przejrzeniu ofert noclegowych i skonfrontowaniu się z tym, że pól namiotowych w okolicy brak, a poza tym w nocy ma być burza, wybieramy Szymiszów i "Gościniec u Króla" ze stadniną koni. Odbijamy więc na Strzelce Opolskie, no bo czemu nie? Brak ustalonej trasy pozwala nam realizować każdy pomysł od razu, kierując się przeczuciem, intuicją albo urodą danej dróżki. Dostajemy uroczy domek, jeden z wielu przyklejonych do siebie bocznymi ścianami. Właściwie to wyglądają jak dostosowane dla ludzi boksy dla koni. Siadamy na tarasie i w błogiej ciszy, panującej we wioskach, w których niewiele się dzieje, przyglądamy się ćwiczeniom młodych adeptów jeździectwa. Przed snem zastanawiam się, ile czasu zajmowało mi zazwyczaj drobiazgowe planowanie kilkudniowych wyjazdów i czy właściwie było to potrzebne? Zasypiamy o 21.00. Na pełne 10 godzin nieprzerwanego snu. To był dobry dzień. Co było dalej (i wcześniej)?
0 Comments
Leave a Reply. |
KategorieWszystkie Droga św. Jakuba Green Velo Inne Łemkowszczyzna Liswarciański Szlak Rowerowy Mikroprzygoda Mikro Przygody Z 5 Latkiem Mikro Przygody Z 5-latkiem Piesze Wyprawy Praktyczne Porady Przemyślenia Rowerowe Wyprawy Szlak Historii Górnictwa Górnośląskiego Szlak Husarii Polskiej Szlak Rowerowy 2Y Katowice Głubczyce Wiślana Trasa Rowerowa |