20/4/2019 3 Comments Wielkanoc nieco inaczejWreszcie! Przełom marca i kwietnia to czas triumfu przebudzonej do życia natury. Święto jej zwycięstwa nad zimowym marazmem. W mieście łatwo zapomnieć o prawdziwej istocie tej przemiany, tonąc w powodzi czekoladopodobnych zajączków i innych niezbędnych nam (podobno) produktów, które są (podobno) warunkiem "cudownych, rodzinnych świąt". Na całe szczęście w 2019 roku doświadczam tego wyjątkowego okresu z zupełnie innej strony. W totalnej ciszy otaczającej leśną chatkę w Beskidzie Niskim, z bliskimi osobami u boku na własnej skórze czuję moc i potęgę natury. Zapraszam do lektury! Beskid Niski, jak już wielokrotnie pisałem, ciągle jest nieodkrytą perełką na mapie Polski. Nie znajdziecie tu wysokich szczytów, których zdjęcia można z dumą wrzucić na Facebooka. Ci, którzy poznali jego urok, mianowali go następcą Bieszczad, który przybyszom oferuje to, co one powoli tracą - dzikość, niedostępność i święty spokój. Słysząc, że moi bliscy szukają w tym roku (2019) leśnej chatki, by w niej spędzić nietypowe święta, od razu mam w głowie odpowiedź. W przeszukiwaniu setek internetowych ofert pomaga mi strona SlowHop. Nie znałem jej wcześniej, ale przekonuje mnie motto na stronie głównej: Urlop zaczyna się od umysłu. Pomagamy się wyłączyć. Prawdziwie. Oferowane tam miejsca muszą spełnić jedno kryterium: zapewnić życie w zwolnionym rytmie, w spokoju i ciszy. Zazwyczaj tego typu slogany obchodzę szerokim łukiem, węsząc podstęp, ale tym razem, być może niesiony pozytywną falą nadchodzącej wiosny, jakoś tak po prostu zaufałem. Decyduję się na ofertę agroturystyki "Dosbajki" - kilka drewnianych, świetnie wyposażonych domków (trochę luksusu od święta nie zaszkodzi) typu brda w Małastowie wydaje się być wyborem idealnym. Domki oczywiście są już zajęte. "Mam jeszcze jedną chatkę, w środku lasu" pisze gospodarz, a moją twarz momentalnie rozjaśnia szeroki uśmiech... Wystarczy krótki rzut oka na tę przycupniętą skromnie wśród lasów chatkę z masywnym dachem, żeby być w niej totalnie zakochanym. Pomimo swojego dzikiego uroku, oferuje ona wszystko, czego potrzebować może banda mieszczuchów - kuchnię z podstawowymi naczyniami (gospodarz na wieść o tym, że jest tylko jedna mała patelnia, momentalnie przywozi nam nową, większą - by fura krokietów miała się gdzie smażyć!), czystą i zadbaną (to niestety nie zawsze standard) łazienkę i toaletę, wygodne i duże sypialnie. Uroku dopełnia okrągły kominek w środku salonu, w którym kilka minut po naszym przyjeździe płoną już pierwsze szczapki.
Wiosna, Wielkanoc, nowe życie, przyroda. To wszystko razem ma sens. Świętowanie przebudzenia natury w mieście zawsze wydawało mi się w jakiś sposób chybione. Tym razem, choć wszystko od strony tradycyjno-kulinarnej odbywa się tak, jak zawsze (prezenty dla najmłodszych szkrabów, biała kiełbasa, wspomniane wcześniej krokiety i fura innych specjałów na stole) otoczenie jest zupełnie inne. Naturalne. Chatkę otacza nas las, a jej formę budują naturalne materiały - drewniane bale na zewnątrz, a w środku drewniane stoły, krzesła i kuchenne blaty. Chodzimy nie po panelach imitujących drewno, ale po prawdziwych kamieniach. Ta autentyczność w jakiś tajemny sposób wycisza zmęczone miastem umysły. Nie ograniczamy się do obserwowania natury z daleka. Wybieramy się do lasu, w samo serce alchemicznej przemiany zimy we wiosnę. Słowami nie sposób opisać się energii, która płynie z budzącego się do życia lasu. Choć nikt o tym głośno nie mówi, mam wrażenie, że każdy z nas przyjechał tu właśnie po to, by z nią się połączyć i nią się nasycić. Zapomnieć o potyczkach z losem, zagoić stare rany i nabrać sił do tego, co dopiero przed nami. Las, dobrze to wszystko wiedząc, jak na prawdziwego gospodarza przystało, hojnie dzieli swoją pozytywną siłą - każdemu według potrzeb. Po kilku kilometrach nasza gromada rozbija się na dwie części. Pierwsza wraca do chatki, a druga, łaknąca więcej przygód i przestrzeni, wyrusza na szlak. W Beskidzie Niskim nie sposób przeoczyć historii. Po niespełna 10 km docieramy do Sękowej i tutejszego cmentarza z czasów I Wojny Światowej, zaprojektowanym, jak większość w tym regionie, przez Dusana Jurkovica. W tym momencie trochę żałuję, że zostajemy tu zaledwie na 4 dni. To za mało, by naprawdę zagłębić się w historię tych ziem i poczuć ich unikalny charakter. W głowie rysują już mi się przyszłe wyjazdy i szlaki. W kwietniu 2019 nie mam pojęcia, że już za 9 miesięcy zmieni się cały nasz świat i swobodne, grupowe wyjazdy nie będą już czymś tak oczywistym. Kolejne dni mijają nam na relaksowaniu się w promieniach coraz śmielej ogrzewającego nas słońca, słuchaniu śpiewu rozgorączkowanych nim ptaków, graniu w planszówki i oczywiście grillowaniu. Kilkoro z nas decyduje się na mniejsze i większe spacery po lokalnych szlakach. Mamy tu wszystko, co najlepsze: spokój i oddech od miejskiego zgiełku. Zapach lasu zamiast spalin. Całe mnóstwo czasu na wielogodzinne rozmowy, czytanie książek i poobiednią drzemkę na słońcu. To się nazywa prawdziwe świętowanie... POWIĄZANE WPISY Camino de Łemko - w poszukiwaniu śladów przeszłości - cz. I Camino de Łemko - w poszukiwaniu śladów przeszłości - cz. II Beskid Niski na rowerze - magia Łemkowszczyzny znów zadziałała Beskid Niski na rowerze - planem jest brak planu Beskid Niski na rowerze - powoli w stronę domu Rowerem w Beskid Niski: nowy skład, nowe twarze i nowy rekord
3 Comments
Agata
31/3/2021 11:29:03
Najlepsze święta! :)
Reply
Sabina
31/3/2021 20:50:21
Moje też..pozdrawiam uczestników 🤗
Reply
Kobieta z Lasu
31/3/2021 13:27:51
Beskid Niski jest takim miejscem, że każda pora roku i każda okazja jest tam niezwykła. Zazdroszczę takiej Wielkanocy!
Reply
Leave a Reply. |
KategorieWszystkie Droga św. Jakuba Green Velo Inne Łemkowszczyzna Liswarciański Szlak Rowerowy Mikroprzygoda Mikro Przygody Z 5 Latkiem Mikro Przygody Z 5-latkiem Piesze Wyprawy Praktyczne Porady Przemyślenia Rowerowe Wyprawy Szlak Historii Górnictwa Górnośląskiego Szlak Husarii Polskiej Szlak Rowerowy 2Y Katowice Głubczyce Wiślana Trasa Rowerowa |