Zielony pieszy szlak 25-lecia PTTK na odcinku Katowice-Giszowiec - Chorzów Batory to głównie lasy. Brzmi nieprawdopodobnie, ale tak jest. Z ośmiu godzin spaceru tylko jedną spędzamy na chodnikach, przemierzając Katowice-Piotrowice, które dzieliły lasy murckowskie od lasów panewnickich. Siedem godzin na wyłożonych zielonym dywanem szlakach, wśród szumiących drzew, wiatru, deszczu, gradu, słońca, deszczu a potem znów słońca sprawia, że czujemy się jak podczas przygody życia, a nie spaceru w granicach Katowic, Rudy Śląskiej i Chorzowa. 6 kwietnia, czwartek godz. 09:30 Ekipa tego dnia jest wyjątkowo liczna - dwoje dwunożnych przestawicieli homo sapiens (tuż obok maszeruje Natalia, której nie zraziła deszczowa wyprawa szlakiem Jakuba z Więcławic Starych do Krakowa) i jeden czworonożny przedstawiciel psowatych (prywatnie zwana Sambą). Wszyscy tak samo spragnieni leśnej przestrzeni. Leśnej przygody w granicach flagowego górnośląskiego miasta, czyli Katowic. To ci dopiero niespodzianka :) Startujemy na Giszowcu, w parku KWK Staszic, przy Rybaczówce. Krzyżuje się tu kilka szlaków pieszych i rowerowych, m.in. pieszy żółty szlak Historii Górnictwa Górnośląskiego (z Łubianek do Rybnika), czarna trasa rowerowa nr 101 (z centrum Lędzin na katowicki Ochojec), niebieska trasa rowerowa nr 3 (stąd do Panewnik, czyli zachodniej granicy miasta). My jednak trzymamy się zielonego pieszego szlaku 25-lecia PTTK, który zatacza koło, biegnąc z Parku Śląskiego w Chorzowie, przez Chorzów, fragment Rudy Śląskiej, Katowice, Mysłowice, Jaworzno, Sosnowiec, Dąbrowę Górniczą, Będzin, Czeladź, Siemianowice Śląskie, a potem znów wraca do Chorzowa. Dokładną mapę z przebiegiem szlaku znajdziecie tu KLIK. Przy stawie Janina oznakowanie naszego szlaku jest dobrze widoczne. Szlak biegnie okrążając staw z prawej strony, wylaną asfaltem ścieżką. Im dalej w las, tym oznakowanie pojawia się nieco rzadziej, ale nie sposób się zgubić, bo jego przebieg jest przez pierwsze kilka kilometrów bardzo prosty - trzyma się głównej leśnej ścieżki. Cała nasza trójka tęskniła już do lasu. Najwyraźniej wykazuje to Samba: I gdy tak sobie maszerujemy, ciesząc się wszechobecną zielenią, nagle mój wzrok przykuwa pewien obiekt o kształcie, jaki od pewnego czasu budzi moje emocje - wiekowy kamienny słupek! Początkowo jestem przekonany, że F.P. to inicjały nazwy pola górniczego lub właściciela którejś z dawnych katowickich kopalni. Okazuje się, że prawda jest jeszcze bardziej fascynująca. F.P. to skrót od Fürstentum Pless, po naszemu - Księstwo Pszczyńskie. Skąd w dzisiejszych Katowicach Księstwo Pszczyńskie? By to wyjaśnić, należy odbyć podróż w czasie, do roku 1517, kiedy to Książę Kazimierz II sprzedaje ziemię pszczyńską węgierskiemu rodowi szlacheckiemu - rodzinie Thurzo (inaczej: Turzonowie, Thurzonowie). W ten sposób powstaje wyodrębnione z Księstwa Cieszyńskiego pszczyńskie państwo stanowe, na które oprócz zamku i miasta Pszczyna składają się trzy miasteczka: Bieruń, Mysłowice i Mikołów oraz 50 (!) wsi: Jankowice, Woszczyce, Międzyrzecze, Bojszowy, Brzozówka, Wieża, Wola, Miedźna, Grzawa, Rudołtowice, Goczałkowice, Łąka, Wisła Wielka, Pawłowice, Zgoń, Brzeźce, Poręba, Stara Wieś, Czarków, Radostowice, Piasek, Studzionka, Szeroka, Krzyżowice, Warszowice, Kryry, Suszec, Kobiór, Wyry, Łaziska Dolne, Łaziska Górne, Smiłowice, Ligota, Stara Kuźnica, Zarzecze, Podlesie, Piotrowice, Tychy, Wilkowyje, Paprocany, Cielmice, Lędziny, Brzęczkowice, Brzezinka, Zabrzeg, Porąbka, Studzienice, Roździeń, Bogucice, Jaźwce, Dziećkowice. W kótkim czasie po zakupie rodzina Thurzo odsprzedaje Mysłowice z przyległościami, tworząc tym samym pierwszą granicę własności, która biegnie na linii opisywanego słupka granicznego. W latach 1548-1765 państwo pszczyńskie stało się dziedziczną własnością rodziny Promnitzów, których nazwisko jest dziś głównie kojarzone z pałacem w Promnicach, przy tyskim jeziorze Paprocany. Po roku 1765 ziemie we władanie przejmują spokrewnieni z rodziną von Promnitz książęta Anhalt-Cöthen. Wtedy zaczyna funkcjonować nazwa Księstwo Pszczyńskie. Słupki stawiane były w taki sposób, by każdy kolejny znajdował się w zasięgu wzroku, wytężam więc wzrok, szukając wśród liściastej ściółki znajomego kształtu. 15 minut później znajduję drugi, a kilka minut później trzeci słupek graniczny: Cieszę się jak dziecko z takiej atrakcji, dosłownie tuż przy szlaku. Cieszę się też z tego, że słupki graniczne są tak dobrze zachowane i nikomu nie wpadło jeszcze do głowy, by je zdewastować, albo sobie pożyczyć. Nasz zielony szlak natomiast dochodzi do miejsca odpoczynku przy węźle szlaków. Biegną tu wspomniane wcześniej trasy rowerowe: trasa nr 3 i nr 101, pojawia się też nowa - czerwona rowerowa trasa nr 1 - z Katowic do Pszczyny. Tuż obok jest mapa szlaków rowerowych w granicach Katowic. Taka infrastruktura to miłe zaskoczenie. Tutaj pierwszy raz gubimy szlak, a to z powodu dość dwuznacznego oznakowania. Spójrzcie na zielony znak na drzewie (widocznym z daleka na zdjęciu powyżej) - na pierwszy rzut oka wygląda jak strzałka w prawo, prawda? Tymczasem jest to miejsce,w którym należy iść prosto, tak samo jak widoczne na zdjęciu wyżej czerwona, niebieska i czarna trasa rowerową. Dla większej jasności wrzucam też fragment mapy, na którym dobrze widać to rozdroże. Z lasu wychodzimy w dzielnic Ochojec, prosto na szpital kliniczny nr 7. Czworonożna zostaje zapięta na smycz, a i my z dużo mniejszym entuzjazmem zaczynamy marsz szlifując chodniki. Trafiamy tu na fragment Szlaku Ochojskiego - czarnego szlaku pieszego biegnącego z Ochojca, przez rezerwat florystyczny "Ochojec", Lasy Murckowskie (Siągarnię), Użytek Ekologiczny "Płone Bagno", Kamienną Górę, Lędziny Zamoście aż do pomnika w Lędzinach. Na całe szczęście miejski fragment szlaku nie jest długi - przechodzimy go w niecałe 50 minut. Na całe nieszczęście zaczyna lać tak mocno, że deszcz tworzy szarawą ścianę odgradzającą nas od rzeczywistości. To moment krytyczny dla całej naszej trójki. Trzęsiemy się z zimna, licząc na to, że miasto zaraz się skończy, a wraz z nim ten arktyczny opad. Miasto kończy się pierwsze. Z dziką radością dopadamy wiaduktu - oazy suchej materii. Tam robimy pierwszą przerwę na wypełnienie żołądka. Czworonożna w tym czasie eksploruje płynącą tu rzekę Mleczną. Za wiaduktem szlak znów wiedzie nas lasem. Deszcz ustaje, wychodzi słońce. Nie na długo jednak. Wiatr dziś szaleje na maksa i raz za razem funduje nam różne temperatury i kolory nieba. Ale nie ma tego złego - zmoczony deszczem las wydziela jeszcze intensywniejsze zapachy i prezentuje bardziej soczyste kolory. Tutaj gubimy ścieżkę po raz drugi, w zamian znajdujemy jednak coś innego - kolejny słupek graniczny Księstwa Pszczyńskiego. Zastanawiam się, czy szlak 25-lecia PTTK nie został na katowickim odcinku oznaczony właśnie wzdłuż tej historycznej granicy? Ścieżkę w prawo, którą przegapiliśmy, odnajdujemy po paru minutach. Trudno mi w to uwierzyć, ale szlak przecina tu dwupasmową ul. Kościuszki, a piesi nie mają tutaj żadnego sensownego przejścia - przed nimi pędzą sznury samochodów, które oddziala od siebie betonowy murek. Jakby tego było mało, za ulicą biegną tory kolejowe z zakazem ich przekraczania. Po pokonaniu tych absurdalnych na szlaku przeszkód z wielką ulgą wracamy na spokojną leśną ścieżkę. Pogoda nie powiedziała jednak jeszcze dziś swojego ostatniego słowa - bez ostrzeżenia atakuje nas kolejnym deszczem, który przechodzi w grad. Lodowe kulki topią się błyskawicznie, bo po chwili wychodzi słońce. Lodowaty wiatr przewiewa nas do kości, komfortu nie dodają przemoknięte wcześniej ubrania. Czworonożna przytula się do nóg, takiego armagedonu jeszcze nie widziała. Na szczęście wszystkie zjawiska pogodowe, przy całej swojej intensywności są także bardzo krótkie. Po jakimś czasie ruszamy dalej, obserwując chmury mknące nad naszymi głowami z prędkością pendolino. Do naszego szlaku w pewnym momencie dołącza czerwony szlak pieszy - Szlak Bohaterów Wieży Spadochronowej. Jest i żółta trasa rowerowa nr 2 (z Brynowa do ul. Owsianej w Panewnikach). Te trzy szlaki biegną razem aż do mikołowskiego jeziora Starganiec. Szlak Bohaterów Wieży Spadochronowej to niemal 39 kilometrowy spacer trasą wszystkich ważniejszych punktów obrony Katowic w 1939 roku. Idąc nim, odwiedzamy m.in.: Pomnik Powstańców Śląskich, park im. Tadeusza Kościuszki w Katowicach oraz wieżę spadochronową w Katowicach. My przechodzimy obok pomnika upamiętniającego miejsce hitlerowskiego mordu. Dwadzieścia minut później przechodzimy przekraczamy ul. Owsianą, wchodząc tym samym na teren Mikołowa. W oddali widać już powierzchnię zbiornika wodnego Starganiec. Historia Pszczyny nie daje sobie zapomnieć, objawiając nam się tym razem pod postacią tablicy informacyjnej, z której dowiadujemy się, że zbiornik i przyległe mu dobra należały do dynastii książąt Pszczyńskich, i co ciekawe, zbiornik już od 1827 roku nazywał się Starganiec. To jeden z milszych momentów tego spaceru. Chmury się rozwiewają, niebo robi się błękitne, a słońce ogrzewa nasze skostniałe ręce. Czworonożna z radością eksploruje teren brzegowy, a my tak samo uradowani przecinamy plażę, żeby nałapać nieco ciepła i odpocząc na jednej z kilku drewnianych ław. Po dziwnych zjawiskach pogodowych nie ma już śladu, no może poza gradem, który uchował się w zagłębieniach piasku. Rozkoszujemy się widokami rodem z widokówek. Kto by pomyślał, że to granica Katowic i Mikołowa? Niebo długo nie rozpieszcza nas błękitem. Ciemnieje w tempie błyskawicznym, stając się malowniczym tłem dla zieleni drzew. Rzeczywistość dookoła nas przez parę momentów wygląda jak ożywiany podmuchami wiatru i pełen intensywnych barw obraz . Ilość szlaków, które dziś mijamy, przyprawia o zawrót głowy. Jest i szlak konny, oznaczony białą sylwetką jeźdźca na koniu. W tle Samba, dobrze znająca zasady mimikry, przyjmuje podobną pozycję. Szlak biegnie wzdłuż (choć na szczęście w dużym oddaleniu) ul. Owsianej, potem krótką chwilę obrzeżem katowikich Starych Panewnik. Po drodze nie raz dopada nas deszcz, ale na szczęście gęste choinki wspaniale sprawdzają się w roli parasola. W stanie pół-suchym pół-mokrym dochodzimy do doliny rzeki Kłodnicy, wyznaczającej na tym odcinku granicę między Katowicami i Rudą Śląską. Po parunastu minutach skręcamy w prawo, by po jakimś czasie przekroczyć wraz ze szlakiem ruchliwą ul. Piłsudzkiego (na szczęście jest tu przejście dla pieszych). Choć wydawało mi się, że dość dobrze znam tutejsze lasy, nigdy wcześniej nie byłem nad brzegiem Czarnego Stawu od tej strony, od której doprowadził mnie do niego szlak. Widoczne w oddali zabudowania to Kopalnia Śląsk, zakład, który przyczynił się do powstania zapadliska, którego skutkiem było zatopienie dwóch grobli i połączenie trzech stawów w jeden. Efektem był też ciekawy paradoks - z jednej strony kopalnia zobowiązała się do zlikwidowania szkód, z drugiej do powstałej w ten sposób dużego stawu i jego okolic zdążyło "wprowadzić się" wiele gatunków zwierząt i roślin, które z punktu widzenia bioróżnorodności regionu są niezwykle cenne. Pojawił się tu nawet rak amerykański, którego obecność świadczy o czystości zbiornika. Za Czarnym Stawem szlak prowadzi nas przez ul. Gościnną, a następnie w stronę nasypu kolejowego. Oznakowanie urywa się przy nasypie, co oznacza, że oto przed nami kolejna przeszkoda. Przeszkoda jak najbardziej warta pokonania, bo tuż za nią zaczyna się teren zespołu przyrodniczo-krajobrazowego "Uroczysko Buczyna". Jest to część leśnego pasa ochronnego Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego. Gdy tylko znajdziemy się w jego granicach, wyraźnie widać, że to miejsce wyjątkowe - takie, którego ludzka cywilizacja nie zdążyła jeszcze przeobrazić (co często niestety znaczy - zniszczyć). Rosną tu ponad stuletnie, imponujących rozmiarów buki, których część zanurzona jest w niewielkich zbiornikach wodnych, a reszta wyłania się z wyglądającej jak dywan ściółki, składającej się z rdzawoczerwonych liści. Aż 24 tutejsze drzewa uzyskały miano pomników przyrody. Świat fauny i flory rozwija się tu w swoim tempie i według swoich zasad. Uroczysko jest domem dla wielu chronionych gatunków roślin oraz zwierząt. Za Uroczyskiem szlak dąży prostopadle do autostrady A-4, po czym skręca w prawo, by przekroczyć ją na wysokości Osiedla Witosa. Tam żegnamy się z nim, wybierając drogę w lewo, a raczej brak drogi, bo po chwili idziemy na przełaj przez las, kierując się w stronę Chorzowa Batorego. Po ośmiu godzinach spaceru, z których siedem przypadło na leśne ścieżki, czujemy się nasyceni lasem i zaintrygowani szlakiem. Zielony szlak 25-lecia PTTK w pełni zasłużył na kolor, jakim go oznaczono. Chcemy więcej! Na całe szczęście pętla szlaku ma 117 km, więc jeszcze wiele ścieżek przed nami. Podsumowując, jeśli mieszkacie w okolicy Katowic, Chorzowa czy innego miasta położonego na szlaku, szukacie trasy, do której można szybko dojechać i przez kilka godzin poczuć spokój, jaki daje tylko świat przyrody, eksplorujcie szlak 25-lecia PTTK - wydaje mi się, że ma on w zanadrzu jeszcze wiele magicznych miejsc. Do zobaczenia na szlaku!
2 Comments
Andrzej
25/7/2017 14:06:49
Gratuluję przejścia szlaku! Osobiście dwa razy podchodziłem do niego aby wyznaczyć cały szlak. Ja pomykam szlakami tylko rowerkiem ale może się sprzydać zapis traski :
Reply
Kuba
28/7/2017 10:56:39
chciałbym go kiedyś w całości ogarnąć - ja też tak 90% wycieczek robię rowerem, ale czasem też pieszo się wybiorę - dzięki za mapkę :) pozdrowienia!
Reply
Your comment will be posted after it is approved.
Leave a Reply. |
KategorieWszystkie Droga św. Jakuba Green Velo Inne Łemkowszczyzna Liswarciański Szlak Rowerowy Mikroprzygoda Mikro Przygody Z 5 Latkiem Mikro Przygody Z 5-latkiem Piesze Wyprawy Praktyczne Porady Przemyślenia Rowerowe Wyprawy Szlak Historii Górnictwa Górnośląskiego Szlak Husarii Polskiej Szlak Rowerowy 2Y Katowice Głubczyce Wiślana Trasa Rowerowa |