Zrobiłem to. Dzięki dwóm kółkom, nodze lewej i nodze prawej, dojechałem z Siemianowic Śląskich do Świnoujścia. Była to jedna z lepszych rzeczy, które przydarzyły mi się w życiu. 10 dni pedałowania i przemyśleń wywróciły do góry nogami wiele konstrukcji myślowych w mojej głowie. Niektóre rzeczy, których się bałem, okazały się być całkiem proste, a niektóre, na które czekałem, zniechęciły mnie lub wystraszyły. Ale po kolei. Przeglądając You Tube'a, znajdziemy dziesiątki relacji w stylu „Z miasta X nad Morze w 2,5 czy 10 dni”. Towarzyszą im najczęściej kolorowe, pełne słońca zdjęcia. W tle skrzą się beztroskie uśmiechy i żwawo kręcą się dwa kółka. Na moich zdjęciach jest podobnie. Słońce. Uśmiech. Prawdziwa idylla. Prawda jest taka, że po wielu miesiącach przygotowań i oczekiwania nie umiałem wyjść z domu i zacząć. W kuchni przy ciepłej herbacie było ciepło i sucho. Za oknem lało i wiał zimny wiatr. Choć wstałem o 5.00, zamknąłem za sobą drzwi dopiero o 8.00. Ciało działało w zwolnionym tempie, hamując moje kroki, jakbym brnął przez bagno. Bałem się. Sam nie wiedziałem czego, ale się bałem. Mogłem się zgubić, ale miałem mapę, telefon, no i nie jechałem w kompletną dzicz. Mogłem zachorować w drodze, ale przecież od czego są apteki, a w najgorszym wypadku pociąg powrotny. Mogłem też nie dać rady fizycznie. Ale przecież miałem cały czas tego świata. Mogłem regenerować się nawet trzy dni. Trochę też obawiałem się samotności. Niepokoiła mnie wizja dwóch tygodni spędzonych w ogromnej większości wyłącznie w swoim własnym towarzystwie. Niby lubię spędzać czas samotnie. Niby lubię ciszę i spokój. Ale czy lubię je aż tak? Więc najpierw był strach. Zdusiłem go, przez pierwsze kilkanaście kilometrów nie wybiegając myślą w przyszłość. Zakorzeniając się w chwili obecnej i nie wyściubiając nosa ani o minutkę dalej. Dokładnie tak jak w akapicie napisanym przez Andre Dubusa: Bez trudu zdołasz przetrwać każdy dzień, jeśli potrafisz przetrwać jedną chwilę. Strach to wytwór wyobraźni, która udaje, że przyszłość istnieje i uparcie przewiduje miliony chwil, tysiące dni, czym tak cię wyczerpuje, że nie potrafisz żyć chwilą, która trwa. Wsparłem się na tej myśli jak kaleka na kulach. Trzymałem się jej mocno, kurczowo zaciskając dłonie na kierownicy. Strach trwał pierwsze 50 km. Potem przyszła zgoda na to, co się właśnie dzieje. Tuż za nią czaił się spokój. Ale nie taki chwilowy. Raczej długoterminowy, zasadzony na solidnych, głęboko wkopanych w duszę podstawach. Upajałem się nim, jadąc przez miasta, miasteczka i wsie niczym zamknięty w kapsule ciszy, której struktury nic nie jest w stanie naruszyć. Ani mijający mnie „na gazetę” kierowcy TIR-ów, ani przyglądający mi się podejrzliwie mieszkańcy miast i miasteczek. Wpadłem w dobry rytm i zamiast się bać, zacząłem przypominać sobie, jak bardzo chciałem to zrobić i odbudowywać pewność, że się uda. Po spokoju, powoli, krok po kroku, metr po metrze, jeden obrót korbą za drugim, przyszła do mnie najpiękniejsza nagroda. Euforia. Nie taka z osiągniętego celu, bo przyszła, gdy od brzegu morza dzieliło mnie jeszcze dobre 600 km. To była euforia płynąca z samego faktu, że właśnie jadę. Robię to. Zacząłem i teraz to już trwa, niesie mnie. Ta decyzja i ten moment sprawia, że nie muszę się bać. Wystarczy się poddać tej pięknej koncepcji i kręcić ile sił w nogach. Euforia pozwoliła mi odbierać wzrokowe doznania na poziomie podkręconym o jakieś 300%. Wyostrzyła zmysły. Pozwoliła mi czuć zapach powietrza. Przyglądać się kamyczkom na poboczu drogi, fakturze farby na płocie gdzieś w zapomnianej wiosce, słuchać klekotania bociana tnącego gęste od słońca powietrze i uśmiechać się do pary staruszków, pracujących w polu na tle zachodzącego słońca. Chłonąłem to, co dookoła i nie potrzebowałem nic więcej. Z każdą sekundą byłem bliżej celu. Ta świadomość działała lepiej, niż jakiekolwiek napoje energetyczne czy inne spożywcze wynalazki. Jechałem sobie na rowerze i miałem zamiar przejechać przez niemal całą Polskę. Ten fakt stał się moją pełnią szczęścia*. * Jeśli po przeczytaniu kilku powyższych akapitów macie wrażenie, że próbuję tu przemycić myśl, że warto pokonać strach, to jest to dobre wrażenie. Strach to coś, co wcale nie musi blokować naszych działań. Może istnieć sobie z boku, trochę uwierać, trochę psuć nam szyki, ale jeśli niczym bezmyślna maszyna będziemy krok po kroku wykonywać założony plan, strach zblednie. Potem odpuści. A potem będzie super. TRASA Nie jechałem dla rekordów, ścigania się z kimkolwiek czy statystyk. Jechałem dla widoków i przyjemności z jazdy. Dlatego moja trasa nieraz biegła zygzakiem, pozwalając mi unikać ruchliwych ulic, a poznawać zapomniane, dzikie zakątki. Bywało, że gubiłem się w lasach i wioskach, odnajdując zupełnym przypadkiem pełne uroku miejsca. Nie jest to więc najszybszy sposób dotarcia ze Śląska nad Morze. Trasa przebiegała następująco: Siemianowice Śląskie - Stany - 102 km Stany - Żuraw - 99 km Żuraw - Pleszówka - 88 km Pleszówka - Bieździadów - 41 km Bieździadów - Poznań (Winogrady) - 82 km Poznań (Winogrady) - Wronki (Obelżanki) - 69 km (Agroturystyka "Róża" - miła właścicielka, polecam) Wronki - Kuźnica Żelichowska - 75 km (świetny i niedrogi nocleg - agroturystyka) Kuźnica Żelichowska - Szczecin (Dąbie) - 138 km Szczecin (Dąbie) - Międzyzdroje - 103 km Międzyzdroje - Świnoujście - 30 km (odcinek w całości biegł trasą rowerową R-10) Świnoujskie i niemieckie trasy rowerowe - 60 km W sumie – 893 km Kliknij TUTAJ, jeśli chcesz przeczytać opis każdego dnia trasy. CO ZAPAMIĘTAM Notowałem na bieżąco wszystko, co łatwo mogło umknąć mi w nadmiarze wrażeń, a było warte zapamiętania. Na twardym dysku pamięci zapisały się: - ciche, zapomniane wioski, pogubione gdzieś wśród pól i lasów, na które czasem składało się zaledwie kilka domów i zapomniany sklepik - różowy wschód słońca o 4:55 we wsi Stany, a zaraz po nim granica woj. śląskiego i opolskiego - smak najpyszniejszych na świecie bułek we wsi Klonowa, w okolicach Sieradza - każdy wjazd do nowego województwa, bo każdy był nowym początkiem i nową porcją ekscytacji - przejazd promem przez Wartę w Dębnie - rozległe pola pełne rzepaku z szumiącymi głośno wiatrakami w woj. Wielkopolskim - piaszczyste, strome ścieżki Puszczy Noteckiej, jej piękno, dzikość i fakt, że poczułem się mały i słaby w obliczu jej ogromu - Narodowy Park Woliński z jego spokojem, zwierzyną czającą się w krzakach i rykiem Żubra zza drewnianego płotu Żubrowiska - wielki ptak rozszarpujący zwłoki zająca w głębi jednego z lasów - życzliwi ludzie, którzy bardzo się starali jak najlepiej wytłumaczyć mi drogę do najbliższej wioski czy miasta, namawiając mnie do jechania na skróty, żebym się za mocno nie zmęczył :-) PORADY, PORADY... … których nie zawsze warto słuchać. Na blogach i forach o tematyce rowerowej mnóstwo jest pytań i jeszcze więcej odpowiedzi. Co wziąć na wyprawę rowerową, a czego nie brać pod żadnym pozorem. Jak się spakować, żeby było wygodnie. Co ubrać, żeby się nie zapocić, no i nie zmarznąć. Czy lepiej mieć rower z pozycją wyprostowaną, czy może jednak pochyloną. Rama stalowa czy aluminiowa? Ile przerzutek? Jakie opony? Dobra, jednak będzie porada. Jedna. Jedźcie tak, jak wam wygodnie. Macie rower, na którym na co dzień dobrze wam się jeździ? Świetnie. Wygodnie wam w hawajskiej koszuli i lnianych spodenkach? No i dobrze. Czujecie się lepiej, gdy targacie ze sobą pół domu? Droga wolna. Na taką wyprawę to musisz mieć jakiś super rower! Nie raz i nie dwa słyszałem takie zdanie. Moja odpowiedź: nie mam super rowera. Mam standardowego „górala”, który wiernie służy mi 4 sezon, mimo że kupiłem go już jako używany. Nie mam nawet bagażnika i sakw, więc większość bagażu wiozłem w plecaku i w spontanicznie wymyślonej torbie na kierownicę (do jej wykonania posłużył mi pokrowiec na plecak, dwa parciane paski i dwie torby foliowe z biedronki). No a rower jest jaki jest. Grube opony stawiają opór na asfalcie. Jego amortyzator powoli dokonuje swojego żywota, a blokada przestała działać 1,5 roku temu. Ale jedzie. Pozwala pokonywać kolejne kilometry i oglądać świat. Uwierzcie mi, że to, plus determinacja i ciekawość świata wystarczy wam, by poznać nieznane zakątki naszego kraju i cieszyć się swobodą. W skrócie: niech szczegóły techniczne nie staną pomiędzy wami a odkrywaniem świata. Pomiędzy codziennością, a cudownym wyrwaniem się z jej ram. Nie dajcie się onieśmielić rowerzystom ze sprzętem za kilka tysięcy. Korzystajcie z tego, co macie pod ręka i na co was stać i róbcie z tego jak najlepszy użytek. Pamiętajcie, poza schematem dzieje się to, co najpiękniejsze! WSZYSTKO TRZEBA WSADZIĆ DO JAKIEJŚ SZUFLADKI Nawet podróż w poszukiwaniu wolności od szufladek. Zauważyłem to bardzo szybko. Gdy zaczynałem opowiadać, że sobie jadę nad Morze, w oczach niektórych rozmówców widziałem niepokój. Wydaje mi się, że brał się stąd, że trzeba było to moje niecodzienne zachowanie jakoś zaklasyfikować. Jak najszybciej, bo takie gołe, swobodne i bez etykietki wyraźnie uwierało niektórych w ich poukładaną codzienność. Być może gdy się już takie niecodzienne epizody umieści w szufladce, ludzie czują się bezpieczniej. Gdy nielicznym mówiłem, że jadę, żeby się poprzyglądać Polsce i porozmyślać, widziałem ich zagubienie. W naszym zabieganym świecie, nastawionym na wymierny, namacalny efekt, podróż dla samej przyjemności bycia w podróży urasta do rangi egzotycznej zachcianki czy egoistycznego wybryku. Ludzie ciężko harują, a ten sobie jedzie i jeszcze nie wie, po co! Oto zestaw "szufladkowych" pytań, które usłyszałem i moich odpowiedzi, których nie zdążyłem od razu sformułować, więc robię to tutaj: - Ale po co właściwie tak jedziesz? Trenujesz coś? Tak, wypuszczanie umysłu na wolność i oglądanie widoków. - Robisz 60 kilometrów dziennie? Dlaczego tak mało? Gdybym robił więcej i pędził na łeb, na szyję, niczego bym nie zdążył obejrzeć, niczym się nacieszyć. - Nie szybciej byłoby jechać większymi drogami? Szybciej, ale nudniej i hałaśliwiej. A ja od tego właśnie chciałem się odciąć. - Nie wygodniej byłoby przyjechać pociągiem i dopiero nad morzem wskoczyć na rower? Wtedy minąłbym się z celem. Moim celem nie było Morze, tylko droga nad Morze. Nie dojazd, a przejazd. Nie poszukiwanie wygody, ale przeżywanie życia. WOLNOŚĆ ...to właśnie poczułem, gdy już dotarłem na plażę w Świnoujściu. Wolność i świadomość, że można zrobić wszystko. Jeśli tylko się uprzemy, wystawimy głowę poza strefę komfortu i nie będziemy tworzyli wyimaginowanych problemów i barier, damy radę.
Ta świadomość została ze mną do dziś. I życzę każdemu z was, by poczuł się tak chociaż raz w życiu. Bo naprawdę warto.
28 Komentarze
ilona
3/6/2015 07:03:44
super,musiało być pięknie,,gratuluje i czekam na dalsze wpisy o trasie nad morze.
Odpowiedz
Kuba
12/6/2015 04:48:10
Zgadzam się! ;)
Odpowiedz
Justyna
5/6/2015 01:08:06
Wielkie gratulki za przełamanie schematów w swojej głowie i zdobycie się na taki wyczyn! Tylko pozazdrościć takiej przygody! I oby na blogu pojawiało się coraz więcej wpisów opisujących tego typu przygody!
Odpowiedz
12/6/2015 02:42:58
Niesamowita wyprawa! Zazdroszczę ci jej. Gdzie nocowałeś i udało ci się wsadzić namiot ze śpiworem do plecaka?
Odpowiedz
Kuba
12/6/2015 04:02:10
Tylko pierwszą noc miałem "na powietrzu" - miałem wtedy śpiwór, karimatę i płachtę (która była tak naprawdę pokrowcem ochronnym na samochód), potem już nie woziłem ze sobą tych rzeczy, zostawiłem je u znajomych. Co do reszty noclegów - połowę noclegów miałem u znajomych, a połowę - wynajmowałem pokoje w agroturystyce, szukając ich na bieżąco.
Odpowiedz
Natalia Prokaziuk
16/6/2015 04:47:02
Najpierw pomyslałam zwariował! A teraz pytam : dkaczego tak krótko ??? Zdecydowanie domagam się dłużysz wpisów. Kiedy książka ?? Moze po to właśnie się żyje ?
Odpowiedz
Piotr
22/6/2016 15:11:21
Witam, mam podobne przemyślenia, jestem przed... ruszam za tydzień :-) twoje opisy dot. obaw i strachu... jakbym w swojej głowie czytał :-) dzięki
Odpowiedz
Piotr
30/6/2016 11:26:27
Trasa z grubsza: Krapkowice-Opole-Oleśnica- Milicz-Gostyń-Śrem-Szamotuły-Drawsko Pomorskie-Kołobrzeg... powrót PKP Kołobrzeg-Opole. Mam tylko 5 dni, na 6 muszę wracać :-( Pozdrawiam. Piotr
Odpowiedz
Kuba
30/6/2016 17:24:17
Super :) Kiedy start? I jak z noclegami? Agroturystyka czy namiot?
Odpowiedz
Piotr
28/7/2016 17:11:04
Witam, tym razem się nie udało... dałem radę do połowy ;-) spanie w hotelach itp. Trochę spanikowałem (przeholowałem i odchorowałem dystans po 1-szym dniu) i skróciłem trasę... ale i tak warto było, jestem dużo bogatszy o doświadczenie... chcę spróbować jeszcze raz (aż do skutku) :-) najtrudniejsza była dla mnie samotność na trasie... nawet o tym nie wiedziałem ;-) myślałem o sprzęcie, wydolności itp. a tu "psychika" siada :-) pozdrawiam.
Marta
12/5/2017 22:03:51
Hej. Już od jakiegoś czasu marzy mi się wycieczka nad morze rowerem ze Śląska. Ale niestety wszyscy moi znajomi uważają ten pomysł za głupi i zwyczajnie nie mam się z kim zabrać. Wam facetom jest trochę łatwiej jednak sama dziewczyna na takiej wyprawie co o tym myślicie. Czy to zbyt ryzykowne?
Odpowiedz
Kuba
13/5/2017 20:52:21
Cześć :) Ja też nie znalazłem wśród znajomych nikogo, kto wybrałby się ze mną, ale na całe szczęście przemogłem się i pojechałem sam i to była jedna z lepszych decyzji, jakie kiedykolwiek podjąłem. Co do ryzyka i podróżującyh dziewczyn i kobiet - myślę, że prawdopodobieństwo złego zdarzenia jest takie same w osiedlowym parku co w każdym innym miejscu w Polsce, więc nie ma się co ograniczać z podróżami :) Powodzenia w planowaniu i w realizacji planów!
Odpowiedz
Asia
16/5/2017 08:46:33
Marta, to może pojedziemy we dwie?
Odpowiedz
Kryspin92
6/6/2017 11:14:40
Ja również mam ten sam problem tylko drogę o połowę mniejsza bo z łódzkiego.
Odpowiedz
Kuba
6/6/2017 11:26:48
Życzę wam wszystkim powodzenia!! :-)
Mariusz
12/7/2017 13:01:24
Taka wyprawa marzy mi się od dawna. Do tej pory nie było kiedy, a w tym roku się już nie uda, ze względu na gruby remont nowego mieszkania. Ale planuje coś takiego w przyszłym roku w maju/czerwcu. Właśnie rozglądam się za tym w co jeszcze powinienem się wyposażyć i bardzo się ciesze, że trafiłem na ten blog. Zanim to nastąpiło sądziłem że trzeba mieć ze sobą wszystko. Twój wpis nieco mnie skorygował.
Odpowiedz
Kuba
12/7/2017 13:27:40
Cześć Mariusz!
Odpowiedz
Mariusz
13/7/2017 08:16:43
Tak, ze śląska. Dokładnie z Rudy Śląskiej. Nie mam dużych wymagań, jestem prostym człowiekiem.
Mariusz
12/2/2019 21:08:49
Zrealizowane: https://www.youtube.com/watch?v=-erNzH1Z_EQ
Odpowiedz
Kuba
16/2/2019 21:28:00
Super!!! Cudowna jest moc spełnionych marzeń :D Gratulacje!
Odpowiedz
Joanna
28/2/2019 19:27:56
Niesłychanie inspirująca i piękna opowieść! Planami wyjazdu nad morze żyję od dawna, a powstrzymują mnie oprócz wspomnianych wyżej obaw również ograniczenia czasowe. Uważam jednak, że warto mieć marzenia. Do morza mam trochę dalej, bo jestem z okolic Pszczyny, ale zdarzały mi się już przejazdy powyżej 200 km w ciągu dnia, więc wszystko da się pokonać. Trzymam kciuki za dziewczyny, które mają podobne marzenia, a powstrzymuje ich otoczenie i brak wiary w siebie. Od lat też jeżdżę głównie samotnie. Pozdrawiam i czekam na kolejne relacje!
Odpowiedz
Jakub
6/3/2019 14:50:16
Dziękuję za miłe słowa :) Skoro 200 km na dzień jest możliwe, to morze leży o rzut beretem od Pszczyny! Życzę, żeby ograniczenia czasowe dały się przełamać i powodzenia na trasie!
Odpowiedz
Kamil
12/8/2019 23:53:05
Świetnie się czyta Twojego bloga. Masz dobra rękę do pisania.
Odpowiedz
Kuba
13/8/2019 20:46:50
Hej ! dzięki za miłe słowa :) Ja też mam wielki sentyment do tej trasy, choć mam za sobą dłuższe. W przyszłe wakacje planuję znów pojechać nad morze, choć już inną trasą, zobaczyć nowe drogi i dróżki.
Odpowiedz
Grzegorz Dymski
14/12/2022 15:01:02
Rewelacja to jest to 👍spełniamy swoje marzenia i walczmy ze słabościami wszystko jest w głowie, trzeba tylko chcieć i ro realizować :)… Twój komentarz zostanie opublikowany po jego zatwierdzeniu.
Odpowiedz |
KategorieWszystkie Droga św. Jakuba Green Velo Inne Łemkowszczyzna Liswarciański Szlak Rowerowy Mikroprzygoda Mikro Przygody Z 5 Latkiem Mikro Przygody Z 5-latkiem Piesze Wyprawy Praktyczne Porady Przemyślenia Rowerowe Wyprawy Szlak Historii Górnictwa Górnośląskiego Szlak Husarii Polskiej Szlak Rowerowy 2Y Katowice Głubczyce Wiślana Trasa Rowerowa |