O pieszym Szlaku Tysiąclecia biegnącym od Bytomia do Zawiercia przeczytałem, że to "twór propagandowy, który sprytnie omija większość atrakcyjnych turystycznie miejsc", co sugerowałoby, że po drodze nie ma co oglądać i czym się ekscytować. Postanowiłem sam sprawdzić, jak to naprawdę wygląda. Zapraszam do przeczytania relacji i obejrzenia zdjęć z 33-kilometrowego odcinka od Świerklańca do Siewierza. 7 maja, sobota godz. 08:16 Szlak Tysiąclecia powstał w 1966 roku, w 1000-ną rocznicę chrztu Mieszka I, co jak się okazuje, wcale nie było dla ówczesnej piastowskiej, pogańskiej braci wydarzeniem wzniosłym i istotnym. No ale mniejsza o to, zielony pieszy, niemal 100-kilometrowy szlak wyznaczono od Bytomia do Zawiercia. Częściowo przebiega on przez Wyżynę Krakowsko-Częstochowską, co już samo w sobie brzmi zachęcająco. Według opisu szlak dziwnym trafem omija wszystkie atrakcje na Jurze, jednak dla mnie sama Jura jest atrakcją, więc nie zawracam sobie tym głowy. Tym razem mam szczęście, bo nie idę sam - wybieram się z Michałem, kolegą, którego zainspirowały moje piesze włóczęgi i postanowił nieco się ze mną "poprzechadzać". Szlak zaczyna się przy dworcu PKP w Bytomiu, na ul. Dworcowej. Biegnie przez centrum miasta, następnie przez dzielnice Stroszek, Radzionków, obok Kopca Wyzwolenia w Piekarach Śląskich, by wreszcie przez Kozłową Górę dobić do zapory nad zalewem o tej samej nazwie, na początku świerklanieckiego parku. Tam właśnie zaczynamy nasz marsz. Według mapy szlak biegnie tuż przy zachodnim brzegu zalewu, choć oznakowań tam niestety nie widać. Oddalamy się od zapory, maleje liczba wędkarzy, rośnie natomiast ilość krążących nad nami ptaków. Ścieżka, którą idziemy, zamiast prowadzić nad północną krawędzią zalewu, skręca w lewo, między drzewa, gdzie zauważamy pierwsze tego dnia oznakowania szlaku. Po kilku minutach na leśniej ścieżce wychodzimy na drogę nr 78, kierując się w prawo. Na tym odcinku marsz jest średnio przyjemny, bo pobocze jest tu dość wąskie lub nie ma go wcale, a mijające nas samochody jadą z dużą prędkością. Po jakichś 1,5 km, tuż za tablicą informującą o skręcie w lewo na drogę 912, skręcamy w dość wąską ścieżkę w prawo. Biegnie tędy także okoliczny szlak rowerowy LR, czyli Leśno Rajza. Trzymając się mapki, bo z oznaczeniami szlaku nadal krucho, dochodzimy do starego, betonowego mostu na Brynicy. Brynicy w odsłonie, jakiej wcześniej nie widziałem - woda sączy się tu leniwą stóżką przez zarośnięte kępami traw mokradła. Ciężko uwierzyć, że to właśnie ona zasila potężny zbiornik Kozłowa Góra, potem płynie z wigorem, szerokim korytem przez kilka śląskich i zagłębiowskich miast, by w końcu w Mysłowicach wpaść do Czarnej Przemszy. Po kilku minutach marszu ścieżką wśród drzew, wychodzimy na pustą i cichą ul. Zawadzkiego we wsi Niezdara. Na latarniach pojawiają się oznakowania szlaku. Jeden zakręt w lewo i jeden w prawo i już jesteśmy na ulicy Górnej, która przez 5 km, z Niezdary przez Tąpkowice i Sączów, roztaczając przed nami szeroką perspektywę na otaczające nas krajobrazy. Jesteśmy przecież niedaleko leżącego na południe terenu Płaskowyżu Twardowickiego, o którym pisałem już w jednym z wpisów. Asfaltowa droga na chwilę zmienia się w żwirową, by znów zmienić się w asfalt. Przechodzimy przez wiadukt pod autostradą A1. Widoki nadal mamy wyśmienite: Zaraz za autostradą skręcamy w ścieżkę w lewo, biegnącą równolegle do niej. Mimo, że w pobliżu mkną samochody, nasza dróżka otoczona zielenią i cicha. Życie toczy się jakby obok. Na tym odcinku jest dość stromo, co w połączeniu z palącym słońcem trochę daje nam w kość. Trafiamy na oznakowanie szlaku św. Jakuba i rozmawiamy o jego hiszpańskim odcinku. Właśnie wtedy, choć jesteśmy w Myszkowicach, pojawia sie to miejsce, niczym rodem przeniesione ze słonecznej i sennej hiszpańskiej wioski: Ze ścieżki wchodzimy na skrzyżowanie, na którym idziemy prosto, ul. Nowowiejską. Ta po kilku minutach zmienia się w ścieżkę wśród drzew i zielonych pól, co oczywiście bardzo nas cieszy. Na polach oznaczeń szlaku niestety nie ma. Poziom oznakowania niestety nie umywa się do tego, jak oznakowano Szlak Husarii Polskiej. Tam nawet na największym wygwizdowie, w środku pola zawsze znalazł się jakiś słupek czy kamień z czerwonym symbolem szlaku. Szlakiem Tysiąclecia idzie sie raczej na czuja. Gdy nasza polna ścieżka rozwidla się na kilka ścieżek i ścieżynek, a następnie zwyczajnie się końcy, kierujemy się przeczuciem. Wchodzimy na przełaj w niewielki lasek, gdzie po kilku minutach udaje nam się odnaleźć ścieżkę i - o dziwo - nawet oznakowanie szlaku. Lasek dostarcza nam cienia i kilku minut dość stromych dróg. To tereny u podnóża Płaskowyżu Twardowickiego, więc nie ma zmiłuj, równo nie będzie. Według mapy jesteśmy w Siemonii. Za laskiem biegnie wąska ul. Leśna, a po obu jej stronach stoi kilka domów. Dochodzę do wniosku, że nawet słabo oznakowany szlak ma swoje plusy - cieszę się jak dziecko, gdy już udaje mi się wypatrzeć wyraźny zielony symbol, np. taki jak ten tutaj, kierujący nas w stromą ścieżkę na szczyt wzniesienia: To wzniesienie to Góra Łubianki, najwyższy punkt Wyżyny Śląskiej. Dla nas oznacza to wspinaczkę na 396,7 m n.p.m. Pięknie! Z naszego pagórka schodzimy w Nowej Wsi. Z ul. Zawadzkiego skręcamy w Topolową, by już zaraz wejść do Najdziszowa. Samochodów nie ma tu praktycznie wcale, idzie się więc bardzo przyjemnie. Po 2 km człapania asfaltem, gdy droga skręca łukiem w lewo, my odbijamy w ścieżkę w prawo. Przed nami kolejny pagórek, leżący pomiędzy Sławniowem a Toporowicami. Oznakowań szlaku oczywiście brak, a my nieco mylimy kierunki i zamiast wyjść w Sławniowie na ul. Źródlanej, znajdujemy nasz szlak paręset metrów dalej, w Toporowicach, przy ul. Mostowej. Oznakowano go tutaj niezwykle sumiennie, zielono-białe kreski odnajdujemy niemal na każdej latarni. Między budynkami z z numerami 19 i 21 szlak skręca w lewo, prowadząc nas prosto ścieżką pnącą się w górę, a po kilku minutach skręcając w prawo, w stronę kolejnego wzniesienia - Ostrej Góry (351 m n.p.m.). Zakręt ten nie jest oczywiście oznakowany, dlatego dobrze sprawdzi się tu szlak naniesiony na mapę GPS-a lub smartfona. Widoki nadal na wysokim (dosłownie) poziomie! W oddali widać dużą, niebieską plamę. To zalew w Przeczycach, nasz kolejny cel. Szlak wiedzie nas w stronę mostu nad drogą S1. Co ciekawe, znajdujemy tu dawno nie widziane, zielone oznakowania. Za mostem szlak nadal biegnie ścieżką pośród pól. Po kilkunastu minutach marszu zmieniamy scenerię - jesteśmy w Przeczycach, na ul. 21 stycznia (oznakowania szlaku znów wyłaniają się z nicości). Na pobliskim skrzyżowaniu skręcamy w prawo, w ul. Młyńską, dochodząc do wąskiego mostku nad Czarną Przemszą. Tu czeka na nas ciekawe zjawisko - koryto rzeki wypełniają setki, a może i tysiące małych rybek płynące pod prąd, przez co wyglądają, jakby płynęły w miejscu. Mijamy po prawej stawy hodowlane i ulicą Stawową dochodzimy do ul. Podgórnej. Ta przechodzi w Spacerową i po naszej lewej wyłania się tama na zalewie w Przeczycach. Jesteśmy już w gminie Siewierz, a więc coraz bliżej dzisiejszego miasta docelowego. Przy zalewie (ale nie od razu, nie ma tak dobrze) znów pojawiają się oznakowania szlaku, choć właściwie są tu niepotrzebne. Wystarczy bowiem trzymać się brzegu zalewu przez jakieś 3-4 km, idąc w stronę drogi E75. Dochodzi 18:00, najlepsza pora na robienie zdjęć. Zalew prezentuje się całkiem przyzwoicie, szczególnie na ostatnim, zupełnie wyludnionym odcinku, gdzie brzeg porastają trzciny, a nad wodą królują dziesiątki ptaków. Fragment szlaku biegnący wzdłuż drogi E75 w stronę Siewierza jest średnio przyjemny. Przez ponad 700 metrów idziemy za metalową barierką, bo pobocza tu nie ma, a obok nas pędzą samochody, w większości ciężarowe. Przez chwilę prowadzi nas wydeptana równolegle do drogi ścieżka, ale i ona się kończy i pozostaje nam marsz w gęstej, wysokiej trawie. W ten sposób dochodzimy do przejścia dla pieszych, by po drugiej stronie drogi wejść w ul. Stawową i zaraz skręcić w lewo w Cmentarną. Trzymamy się jej przez 1,5 km i nadal kierujemy się prosto, ul. Wspólną. Ta prowadzi nas do większej ul. Bytomskiej, biegnącej prosto na Rynek. Warto zajrzeć tu do działającej od ponad 50 lat lodziarni, produkującej lody według własnej tradycyjnej receptury. Teoretycznie jest czynna do 20:00, ale pani za ladą informuje nas, że zazwyczaj zostaje nieco dłużej, by obsłużyć wszystkich spóźnialskich. Zmęczeni i spragnieni odrobiny luksusu, bierzemy po trzy gałki. Po 33 km marszu w upale zdecydowanie nam się należą! Szlak Tysiąclecia biegnie oczywiście dalej, w stronę Łazów, a następnie Ogrodzieńca, aż do Skarżyc, jednej z dzielnic Zawiercia. Ten "propagandowy twór" ma coś w sobie i mam nadzieję, że w najbliższym czasie znajdę czas, by przejść go do końca. Dzisiejszy odcinek Świerklaniec - Siewierz wyglądał tak:
0 Comments
Your comment will be posted after it is approved.
Leave a Reply. |
KategorieWszystkie Droga św. Jakuba Green Velo Inne Łemkowszczyzna Liswarciański Szlak Rowerowy Mikroprzygoda Mikro Przygody Z 5 Latkiem Mikro Przygody Z 5-latkiem Piesze Wyprawy Praktyczne Porady Przemyślenia Rowerowe Wyprawy Szlak Historii Górnictwa Górnośląskiego Szlak Husarii Polskiej Szlak Rowerowy 2Y Katowice Głubczyce Wiślana Trasa Rowerowa |