Zima rozgościła się u nas na dobre. Wszędzie biało, słonecznie i pięknie. Uwięzione pod biurkiem nogi aż rwą się do marszu. Propozycja Justyny, by wybrać się pieszo do Mikołowa od razu budzi mój entuzjazm. Dlaczego akurat tam? Bo tego dnia w Mikołowie jest wojna! Sobota, 31 stycznia zbyt wcześnie jak na zimową aktywnosć (czyli 8 rano) Do pętli autobusowej w rudzkiej dzielnicy Halemba dojeżdżamy wychłodzonym 98. Jest jeszcze wcześnie i serce sennej dzielnicy bije w punktach z gorącym pieczywem. Z dwoma dużymi bułami i całkiem podobnymi do nich kształtem i kolorem zziębniętymi twarzami, ruszamy w trasę. Pętla na Halembie to magiczny portal. Gdy wysiadamy z autobusu otacza nas miasto - obręcz betonowych bloków do pary z asfaltową jezdnią. Jednak wystarczy kilka minut marszu obok garaży, by znaleźć się w zupełnie innym świecie. Świecie wąskich leśnych ścieżek, jezior i ciszy. Nie mam pojęcia, jak nazywa się ta zielona plama na mapie, ale jedno wiem na pewno - podoba mi się tu zarówno latem jak i zimą. Pierwsze kroki wśród zaśnieżonych drzew mrożą mózg. Uwagę od zimna odwracają drzewa, pomalowane śniegiem na biało i ośnieżone ścieżki. Oczy chłoną widoki a organizm z każdym krokiem powoli wchodzi w znajomy rytm. Pod materiałem spodni budzą się mięśnie nóg, generując ciepło. Twarz nabiera kolorów, ustępuje odrętwienie, które plątało słowa w ustach. Uff...! Już można rozmawiać! Biało wszędzie, głucho wszędzie. Pusto. I spokojnie. Słychać tylko skrzypienie śniegu i naszą rozmowę. Przez ponad godzinę nie mijamy nikogo. Wychodzimy z lasu w mikołowskiej dzielnicy Borowa Wieś. Tam też pusto, tylko zziębnięte gęsi krzątają się za płotem i psy ujadają jak wściekłe, pewnie zazdroszcząc nam tej swobody i przestrzeni dookoła. Mijamy znajomą lodziarnię i kierujemy się na Chudów. Wszędobylskie białe miesza mi jednak w głowie i prowadzę nas nie w tę stronę, co trzeba. Pytamy o drogę dwa razy i za każdym otrzymujemy niezwykle dokładny opis trasy. Obie zagadnięte przez nas panie są niezwykle sympatyczne i życzą miłego spaceru. No i gdzie ci narzekający, niesympatyczni i zamknięci w sobie Polacy? Trasę mamy prostą jak z bicza strzelił. Udaje się nam nie zgubić. Idąc ulicą Wolności znajdujemy szlak prowadzący prosto do zamku. Chudów w odsłonie zimowej wita nas zaśnieżonymi potworami. Meluzyna, utopki i wiedźmy w śnieżnych futerkach wyglądają o wiele milej niż latem. W ich milczącej obecności znajdujemy samotną ławkę, na której nie da się usiąść, bo śnieg i lód tylko czekają, żeby przemoczyć nam tyłki. Na stojąco wchłaniamy bułki i pijemy waniliowo-kakaowe yerba mate. Gdy ruszamy w stronę Mikołowa, otwierają się przed nami piękne, zaśnieżone przestrzenie. Słońce tańczy na białej pokrywie, mieniąc się w jej zagłębieniach i wyrwach. Próbuję słuchać tego, co mówi Justyna, ale widoki zabierają mnie w daleką podróż wgłąb siebie. Tam, gdzie zawsze jest biało, czysto i spokojnie. Nasza trasa wygląda bajkowo. Mógłbym nią iść bez końca. Ulicami prawie wcale nie jeżdżą samochody, ludzi także widać nie za wielu. Jest tak, jakbyśmy na świecie byli tylko my i śnieg, pokrywający jakąś odludną, cichą, bezkresną krainę. Wszystko idzie zgodnie z planem i mapą, dopóki nie urywa się nam ulica topolowa, przechodząc w las a potem w wielkie pole. Tniemy więc pole po przekątnej, robiąc sobie skrót. Skrót obfitujący w emocje, bo pole pocięte jest rowami melioracyjnymi a do tego gdzieniegdzie wije się wypełniony wodą kanał. Idę przodem, nie raz zapadając się w śniegu po kolana. Pola gęsto oznaczone są śladami sarnich kopyt. Wiją się wielkimi zakolami, jakby dopiero co odbył się tu sarni maraton. Cóż, gdybym był sarną, też pewnie tu we wszystkie strony i nigdy nie miałbym dosyć... Świat zamarł i zamarzł. Dopiero w centrum Bujakowa trafiamy na pierwszy czynny sklep. Wyjątkowo miła ekpedientka (gdzie ci narzekający Polacy...?) tłumaczy nam, którędy na Sosnową Górę, mimo, że przekręcam nazwę i pytam o Sośnią. Niestety, górze przyglądamy się tylko z daleka. Goni nas czas. Właściwie to już jesteśmy spóźnieni. B0 o 15 w Mikołowie... ... zaczęła się bitwa o wyzwolenie miasta. A właściwie jej historyczna inscenizacja. A to dlatego, że w styczniu mija 70. rocznica wyzwolenia Śląska przez armię czerwoną. Spóźniamy się, jak zwykle. Jak zwykle pobłądziliśmy, zapatrzeliśmy się na świat i nasza trasa trwała dwa razy dłużej. Ale po pierwsze - nie żałujemy ani minuty spaceru a po drugie - mamy szczęście! Na placu harcerskim wciąż stoją pojazdy pancerne i słychać huk wystrzałów. Dookoła przechadzają się żołnierze żywcem wycięci z 1945 roku. Widziałem wiele filmów o II wojnie światowej i myślałem, że nic mnie tutaj nie zaskoczy. Zaskoczyło. Mundury, ciężkie buciory, hełmy, broń i okrycia maskujące widziane na żywo zdecydowanie bardziej przemawiają do wyobraźni. Czuję się jakbym rzeczywiście był pośrodku pola bitwy. Nawet mimo zapachu pieczonych kiełbasek i głosu pana prowadzącego imprezę, który przez mikrofon informuje o tym, że jednemu z żołnierzy zginął granat i prosi znalazcę o jak najszybsze oddanie tej cennej broni. - To nie są tanie przedmioty. Jedni wydają na samochody i gadżety a my wydajemy na militaria. Tak już mamy! - podsumowuje i jeszcze raz prosi o ostrożne zwrócenie granatu. Kręcimy się trochę po wyludniającym się placu i wchłaniamy atmosferę. Fotografujemy pojazdy i żołnierzy. Widać tu samych zapaleńców, historycznych pasjonatów. Uśmiechy na ich twarzach świadczą o tym, że podróż wstecz czasu daje im więcej radości niż to, co oferuje im teraźniejszość. Dobrze jest się znaleźć wśród takich pozytywnie zakręconych ludzi. Jesteśmy wszyscy fascynująco różni. Jedni wydają na samochody, drudzy na militaria a jeszcze inni cieszą się z tego, że brną pieszo przez pola, lasy i drogi kilkadziesiąt kilometrów, by wchłonać nieco wrażeń, wrócić do domu i paść na twarz. Autobus linii 37 wywozi nas z Mikołowa o 18.12. W ciepłym, kołyszącym się na boki pojeździe zmęczenie szybko przychodzi po swoje. Zamykają mi się oczy i ledwo widzę zdjęcia, które Justyna pokazuje mi na ekranie telefonu. Nie wiem, ile zrobiliśmy kilometrów, ale ból łydek mówi mi, że pewnie ok. 30 dzisiaj pękło. Gdy sprawdzam na mapie nasze poplątane tropy, okazuje sie, że łydki miały rację!
1 Comment
Justyna
9/3/2015 14:17:43
Idealna zimowa trasa! Halembski portal znów dał radę!
Reply
Your comment will be posted after it is approved.
Leave a Reply. |
KategorieWszystkie Droga św. Jakuba Green Velo Inne Łemkowszczyzna Liswarciański Szlak Rowerowy Mikroprzygoda Mikro Przygody Z 5 Latkiem Mikro Przygody Z 5-latkiem Piesze Wyprawy Praktyczne Porady Przemyślenia Rowerowe Wyprawy Szlak Historii Górnictwa Górnośląskiego Szlak Husarii Polskiej Szlak Rowerowy 2Y Katowice Głubczyce Wiślana Trasa Rowerowa |