14/5/2018 2 Comments Rowerem po Podlasiu. Cz. I: burza w puszczy, osada proroka i tatarskie ciasteczkaPierwsze wrażenie z Podlasia? Moc przyrody. Dzikiej i nic sobie nie robiącej z tego, że człowiek próbuje zamknąć ją w formie dwóch puszcz: Knyszyńskiej i Białowieskiej. Rozrasta się swobodnie na terenach przy granicy z Białorusią, cichych odludziach zapomnianych przez świat. Od tysięcy lat jest taka sama i jeśli ma świadomość, to pewnie drwi sobie z ludzkiego pośpiechu i chaotycznego postępu, potrzeby wiecznych zmian i udogodnień. Przez parę dni mogłem podrwić sobie razem z nią, za co z całego serca Podlasiu dziękuję! --------------------------------------------------------------------------------------------- Jest poniedziałek, 14 maja. Wysiadam na stacji w Białymstoku i nie przyglądam się miastu. Przy pomocy Green Velo (bardzo dobrze tu oznaczonego) wydostaję się jak najszybciej się da poza beton i asfalt. Im dalej od miasta, tym głębiej oddycham. Powietrze jest lekkie i rześkie, wchodzi w płuca bez żadnego oporu. Green Velo żegnam w Supraślu, gdzie odbija ono na Cieliczankę i Kołodno, a ja trzymam się nadal drogi nr 676. Spokój zaczynam czuć zaraz za Supraślem. Auta mijają mnie z rzadka, w uszach wreszcie może rozgościć się cisza. Po obu stronach drogi faluje z wiatrem zielona ściana drzew Puszczy Knyszyńskiej. Ok. 40 km od Białegostoku leży wieś Poczopek. Zjeżdżam z głównej drogi, kierując się do parku leśnego Silvarium. Tutaj czeka na mnie Justyna. Siedzi przy drewnianym stole i jakby nigdy nic przygotowuje kanapki. A ja jakby nigdy nic siadam i zajadam, jakbyśmy wcale nie znajdowali się ponad 500 km od domu i nie przyjechali tu oddzielnie, w odstępie dwóch dni, teraz się właśnie przy tym wspólnym stole znajdując. Już po parunastu minutach wiem, że tutaj znajdę to, do czego tęsknię. Cudowną niespieszność życia. Świadomość, że przez najbliższe cztery dni będę miał czas na wszystko. Na przykład na to, by zejść z roweru i przywitać biegnącego do mnie radośnie psa, siadając razem z nim na środku drogi i nie martwiąc się, że zaraz zostanę potrącony przez nadjeżdżający samochód. A potem asfalt się urywa, zamieniając się w piaszczystą, wyboistą drogę. Niebo z błękitnego robi się grafitowe. Zieleń dookoła faluje, chmury przemieszczają się coraz szybciej, najwyraźniej nadchodzi burza. W tym właśnie momencie czuję, że oto Podlasie, zwane często magicznym, kraina na końcu świata, zapomniana przez ludzi, choć przecież tak często wymieniana w turystycznych folderach czy podróżniczych blogach, właśnie zaczyna mi prezentować się ze swojej najlepszej (najdzikszej) strony. Leje tak, że już nawet nie szukamy schronienia pod drzewami. Jedziemy, licząc na to, że uciekniemy płaczącym deszczem chmurom. Wytchnienie znajdujemy w miejscu magicznym, a nawet trochę niepokojącym. Kilka drewnianych, rozpadających się chałup w środku lasu to osada Wierszalin, miejsce, które miejscowy chłop Eliasz Klimowicz (postrzegany przez swoich wyznawców jako wcielenie biblijnego proroka Eliasza) ogłosił centrum świata i przyszłą jego stolicą. Losy założonego w latach 30. XX wieku Wierszalina potoczyły się jednak nieco inaczej - Eliasz, pod koniec życia uznający siebie za Chrystusa, w 1939 r. zniknął w tajemniczych okolicznościach a niedoszłe centrum świata rozpada się i niszczeje. Po co jednak tyle komplikacji - magiczne osady, kulty i objawienia, gdy całe piękno istnienia objawia się spontanicznie wszędzie wokół nas. Na przykład na podlaskiej łące, w mgle unoszącej się nad ziemią po gwałtownym deszczu. Kruszyniany to jedna z wsi, którą Jan III Sobieski nadał Tatarom w 1679 roku w zamian za ich wojskowe zasługi. Ich potomkowie mieszkają tutaj do dziś. Jako, że ich religią jest islam, w Kruszynianach, w granicach Polski, stoi niewielki meczet. Jakby nigdy nic. I nikomu nie przeszkadza. Dla mnie to mały cud. Po ponad 80 km szukamy sobie tu miejsca na spokojny sen. Znajdujemy je w Zajeździe Tatarskim, który sporo ma w sobie egzotycznego uroku. A do herbaty dostajemy pyszne, domowe ciasteczka.
2 Comments
Piotr
16/7/2018 10:00:29
Hej Kuba na ostatnim zdjęciu to twój rower? Pytam bo sakwy widzę... to chyba nowość :-)
Reply
Kuba
17/7/2018 01:17:04
Nie, to nie mój, ja ciągle "bezsakwowo" jeżdżę ;-)
Reply
Your comment will be posted after it is approved.
Leave a Reply. |
KategorieWszystkie Droga św. Jakuba Green Velo Inne Łemkowszczyzna Liswarciański Szlak Rowerowy Mikroprzygoda Mikro Przygody Z 5 Latkiem Mikro Przygody Z 5-latkiem Piesze Wyprawy Praktyczne Porady Przemyślenia Rowerowe Wyprawy Szlak Historii Górnictwa Górnośląskiego Szlak Husarii Polskiej Szlak Rowerowy 2Y Katowice Głubczyce Wiślana Trasa Rowerowa |