Jura na rowerze po raz trzeci. Czy ona mi się kiedyś znudzi? Wątpię. Jest piękna i za każdym razem zaskakuje mnie czymś nowym. Tym razem jadę fragmentem rowerowego Szlaku Orlich Gniazd, z Olkusza do Ogrodzieńca, by odbić na nocleg do Zawierciańskiej dzielnicy Bzów. Jest gorąco, stromo, przestrzennie, piaszczyście, skałkowo i zamkowo. Słowem: witajcie w jurajskim raju! - Chcę jechać na trzy, cztery dni na Jurę. Potrzebuję trochę wytchnienia od codzienności... Taką informacją uraczyła mnie Justyna w pewien majowy ranek. "Ja też chcę!" pomyślałem od razu i myśli te momentalnie uformowałem w słowa. A potem zacząłem kombinować, jak tu znaleźć czas na kolejną eskapadę. 12 maja, czwartek godzina 8:18 Pierwszy raz jadę pociągiem z rowerem. Naczytałem się w internetach wielu opowieści, jak to opryskliwy konduktor odmawia rowerzystom wejścia do wagonu ze swoim pojazdem bo brak miejsc, bo się nie da i bilet można wtedy podrzeć i wyrzucić do kosza, tuż obok umieszczając swoje wycieczkowe plany. Dziś jednak jest inaczej. Jest czwartek, dzień roboczy i większość ludzi siedzi w pracy, zamiast swoimi rowerami zapychać szacowne wagony. My zapychamy. Pan konduktor sympatycznym głosem wskazuje nam miejsce i zapewnia, że nie musimy się spieszyć, tylko na spokojnie ulokować swoje pojazdy. Nie mieścimy się do rowerowego przedziału, tylko stoimy w przedsionku, bo razem z nami w pociągu jedzie około dwudziestu rowerów katowickiego Rodzinnego Klubu Turystyki Kolarskiej "Wagabunda", z właścicielami oczywiście. Pytają nas (właściciele, nie rowery) gdzie jedziemy. Do Olkusza, odpowiadamy. Oni znacznie dalej, w Góry Świętokrzyskie. Na miłej pogawędce szybko mija nam niemal godzinna trasa. Tak miłej, że prawie przegapiamy niepozorny dworzec w Olkuszu. Słońce dokazuje, a my wiedzeni intuicją, paręset metrów od dworca znajdujemy nasz czerwony szlak. Tak właściwie to mamy do wyboru dwa czerwone szlaki, rowerowy i pieszy, które będą się cały dzień ze sobą splatały, oddalając się od siebie, to znów zbliżając, a my będzie poruszać się raz jednym, raz drugim, niczym kapryśne dzieciaki w sklepie ze słodyczami, które chciałyby skosztować absolutnie wszystkiego. I to na raz. Pierwszym celem na dziś jest zamek w Rabsztynie, oddalony od Olkusza o jakieś 4 km. Do środka niestety nie wchodzimy, bo jest jeszcze za wcześnie. Nic nie szkodzi - zamek z zewnątrz nam wystarcza, poza tym widok z zamkowego wzgórza roztacza się wręcz "pocztówkowy". Po małej przekąsce na przyzamkowej ławce dalej mkniemy czerwonym szlakiem, a czasem i oboma naraz - pieszym i rowerowym. Jurajskie leśne dróżki mnie zaskakują - domyślałem się, że będzie stromo, ale nie spodziewałem się tak piaszczystego podłoża. Leśne odcinki dają w kość. I dobrze! Nie przyjechaliśmy tutaj na bierny odpoczynek, a na aktywne poszukiwanie wytchnienia. I faktycznie, jest co wydychać, bo po podjazdach sapiemy jak lokomotywy. W Jaroszowcu trafiamy na położoną na skraju lasu zabytkową kapliczkę. Podczas wojny stał tu ołtarz polowy i odprawiano msze dla żołnierzy. W takim upale doceniam wodę w każdej możliwej postaci, nawet tę widzianą z daleka. Jak to miło, że w Golczowicach przejeżdżamy nad Białą Przemszą... ... a w Cieślinie nad jej prawobrzeżnym dopływem: Tarnówką. Fajnie byłoby ochłodzić w niej stopy, ale jakoś tak nie chce się schodzić z roweru. Pedałujemy więc dalej, ku kolejnemu "orlemu gniazdu". W gąszczu drzew, na końcu wąskiej, stromej ścieżki ukryty jest jaśniejący w słońcu bielą swoich kamiennych ścian zamek w Bydlinie. Trochę co prawda zrujnowany, ale z jurajskimi zamkami tak jakoś jest, że ich rozkład i rozpad dodaje im uroku. Porastając mchem i sypiąc na prawo i lewo odpadającymi, obłymi kamieniami wrastają harmonijnie w okolicę, stając się jej spójnym elementem. Bardzo podoba mi się drewniana tablica informacyjną tuż przy wjeździe na ścieżkę prowadzącą do zamku: Stwierdzam, że nazwa "Szlak Orlich Gniazd" jest w pełni zasłużona: zamków tu co nie miara. Już za 12 km czeka na nas kolejny - w Smoleniu. Po drodze pokonujemy znów parę przewyższeń, z których najbardziej zapamiętuję to w pobliżu Rezerwatu "Ruskie Góry". Dodatkową atrakcją podjazdu jest bowiem to, że gdy już z ulgą wjeżdżam na koniec wzniesienia, moich nóg dopada rozwścieczony pies, najwyraźniej próbując zjeść kawałek mojej biednej, zmęczonej prawej łydki. A niby pieski takie empatyczne. Co rusz natrafiamy na pomniki, tablice, krzyże czy kapliczki poświęcone poległym tu podczas wojny żołnierzom. Stojąc milcząco w ciszy lasów, wśród rozkołysanych wiatrem drzew, robią wrażenie. Na szlaku jesteśmy ciągle zupełnie sami. A widoki są absolutnie sielskie i anielskie. Robimy postój pod Skałą Biśnik. Chcieliśmy dopiero w Smoleniu, ale głód już zagląda nam głęboko w oczy, wywołując złowieszczy bulgot w żołądku. Miejsce postojowe jest, dach dający upragniony cień jest, nawet i stolik na nas czeka. Obok, w głębi skały, śpi sobie jaskinia, w której od stukilkudziesięciu tysięcy lat mieszkali ludzie. Skoro tu mieszkali, to pewnie i tu spożywali, a teraz i my zachłannie wciągamy tu kalorie w postaci chleba, kabanosów, humusu i orzeszków w czekoladzie. Niezły miks. Nasi przodkowie pewnie by tego nie tknęli. W Smoleniu spodziewam się zastać kolejne niewielkie ruiny, a tymczasem witają mnie pozostałości zamku jak się patrzy. A najlepiej patrzy się z jego wysokiej wieży. Ze Smolenia znów wjeżdżamy w objęcia Rezerwatu Przyrody "Ruskie Góry". Na jego terenie znajduje się jedna jaskinia, jednak niedostępna zwiedzającym. To nic, bo i tak byśmy jej pewnie nie znaleźli. Najwyższym punktem jest tu Ruska Góra (485 m n.p.m.). Skąd wzięła się nazwa rezerwatu? Teoria pierwsza: od chroniących się tutaj ruskich wojsk, które chroniły się tutaj po klęsce nad Pilicą, a przybyły tu by wspierać księcia Władysława II. Teoria druga: od bitwy polskich legionów z wojskami carskimi w 1914 r. Kierujemy się na Ryczów. Kolejną budowlą nasadzoną na skałę jest tym razem nie zamek, a strażnica, wzniesiona prawdopodobnie z rozkazu Kazimierza Wielkiego. Miała być uzupełnieniem luki w systemie zamków jurajskich. Była budowlą czworoboczną, otoczoną wałem i fosą. Niestety niewiele z niej dziś zostało. Z Ryczowa już rzut kamieniem do Podzamcza. A kamieni, a raczej skał, porozrzucanych po łąkach, po drodze coraz więcej. Skała do skały i za niecałą godzinę w oddali majaczy wreszcie jego kształt... Wiele osób myśląc - Jura - oczami wyobraźni widzi właśnie tę budowlę - Zamek Ogrodzieniec. Mało kto wie, że w 1885 roku ruiny zamku zainspirowały 19-letniego Aleksandra Janowskiego do założenia 21 lat później Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego (dzisiejszego PTTK), a ruiny Zamku Bonerów stały się tej organizacji symbolem. Nie ma się co dziwić - zamczysko robi wielkie wrażenie. Psuje je nieco nagromadzenie dookoła rozmaitych bud z parówami i innymi "przysmakami" i innych atrakcji, ale to już chyba taki nasz polski koloryt. Droga do Zawierciańskiego Bzowa mija nam bardzo przyjemnie. W ciszy i powoli zapadającym zmroku. 13 maja, piątek godzina 9:21 Dzień zaczynamy pachnąco. W Bzowie bez rośnie na potęgę. Przy niemal każdym domu, i a bezpańskie krzaki przy drodze się znajdą. Nawet w naszym pokoju właścicielka domu ustawia wazon z białymi, pachnącymi kwiatami. Tego dnia mogę dotrzymać towarzystwa Justynie tylko do Zawierciańskiej dzielnicy Kromołów, potem czeka mnie już powrót do domu. Tymczasem atrakcje znów znajdują nas same: przy sklepie, gdzie kupujemy coś na śniadanie, tryska sobie jakby nigdy nic źródło Czarnej Przemszy. Trzymając się zielonego pieszego Szlaku Tysiąclecia w niecałą godzinę dojeżdżamy do Kromołowa. A tu, tuż przy ruchliwym skrzyżowaniu stoi kapliczka św. Jana Nepomucena, a pod nią bije kolejne dziś źródło - główne źródło Warty. Powrót do domu nie jest łatwy. Justyna jedzie dalej, w stronę Morska, dalej poszukiwać wytchnienia. Ja przez centrum Zawiercia, Porębę i Dąbrowę Górniczą wracam do domu i do pracy. Ale wydaje mi się, że po 122 km w siodełku udało mi się - znalazłem upragnione wytchnienie od codzienności. A poza tym powrót do domu widokowo wcale nie był taki najgorszy... Podsumowując, jeśli miałbym wystawić Szlakowi Orlich Gniazd ocenę, byłaby to szóstka. A może nawet szóstka z plusem... Jeśli i wam spodobały się jurajskie klimaty, zapraszam do zwiedzenia okolic z poniższej mapki:
2 Comments
22/6/2016 20:36:07
Zwiedziałam Szlak Orlich Gniazd w 7. miesiącu ciąży, siłą rzeczy nie rowerem ;) mimo dzięki Twojemu tekstowi wróciły wspomnienia... to sa naprawde cudowne miejsca ;)
Reply
Your comment will be posted after it is approved.
Leave a Reply. |
KategorieWszystkie Droga św. Jakuba Green Velo Inne Łemkowszczyzna Liswarciański Szlak Rowerowy Mikroprzygoda Mikro Przygody Z 5 Latkiem Mikro Przygody Z 5-latkiem Piesze Wyprawy Praktyczne Porady Przemyślenia Rowerowe Wyprawy Szlak Historii Górnictwa Górnośląskiego Szlak Husarii Polskiej Szlak Rowerowy 2Y Katowice Głubczyce Wiślana Trasa Rowerowa |