Odcinek Drogi św. Jakuba z Olkusza w stronę Sosnowca to w dużej części las. Tym razem z podłożem bajkowo białym od śniegu, z bielą podkręconą dodatkowo przez intensywne promienie słońca. W takiej scenerii maszeruję przez prawie 5 godzin, z jedną zaledwie, 30-minutową przerwą na ulice i budynki. A po lesie jest rynek w Sławkowie, marsz paroma sławkowskimi ulicami, zachodzące słońce i znów ścieżka przez las, który w końcu gęstnieje w zupełną czerń. A na koniec, w sosnowieckich Maczkach, doświadczam odwróconego autostopu - pogodny kierowca sam mnie zaczepia i proponuje, że chętnie mnie gdzieś podwiezie... ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------ 5 grudnia, poniedziałek godz. 06:00 W poniedziałek, gdy świat rusza pełną parą do pracy i szkoły, ja również ruszam. Wstaję o 5:00, ubieram się "na cebulkę", pakuję do plecaka to, co niezbędne i wsiadam do tramwaju, by finalnie znów spotkać się na szlaku z żółtą muszlą św. Jakuba i przybić jej piątkę. Zima w Katowicach kryje się po kątach, wygoniona przez zabieganych katowickich przechodniów. Dopiero gdy w mroku wsiadam do pociągu i potem zza jego szyb obserwuję wschód słońca, widzę, jak zimowe powietrze otula je gęstą, białawą mgłą. Na olkuskich ulicach leży zdecydowanie więcej śniegu niż na katowickich. Przezornie kupuję dodatkową parę skarpet, co kilka godzin później okazuje się bardzo dobrym posunięciem. Szlak odnajduję na biegnącej obok dworca PKP ulicy Kazimierza Wielkiego. Olkuski rynek tonie w słońcu. Występujące tu licznie rudy srebra, cynku i ołowiu sprawiły, że zwie się go Srebrnym Miastem. Dzisiaj słońce w kooperacji ze śniegiem mocno pracuje na to piękne miano - jest biało, a miejscami wręcz srebrzyście. To zupełnie nieracjonalne i niewytłumaczalne, ale po prostu uwielbiam znajdować tabliczki z odległościami do kolejnych miast na szlaku św, Jakuba! Dziś wyjątkowo szybko trafiam na pierwszą z nich - jest w narożniku olkuskiego rynku, niedaleko bazyliki św. Andrzeja. Bazylika św. Andrzeja znana jest z będących w doskonałym stanie organów Hummela z 1612 roku, których posłuchać można np. podczas Międzynarodowych Olkuskich Dni Muzyki Organowej i Kameralnej. Naprzeciwko Bazyliki znajduje się zrekonstruowana średniowieczna baszta z fragmentem murów obronnych i fosy. Wyjaśnia się, dlaczego główna ulica to ulica Kazimierza Wielkiego - to za czasów tego władcy zbudowano system obronny miasta. Mur otaczający Olkusz miał ponad 1100 metrów długości i 9 metrów wysokości, oprócz tego postawiono też 15 obronnych baszt. Do Olkusza można było wjechać przez dwie główne bramy: Sławkowską i Krakowską (niektórzy historycy uważają, że była jeszcze brama Wolbromska). A potem, po niedługim, prostym odcinku ul. Żuradzkiej, szlak skręca w prawo. W takie oto okoliczności: Zazwyczaj leśna ścieżka jest miłą odmianą, przerywnikiem i odpoczynkiem od miasta. Dzisiaj staje się główną scenerią i zagarnia większość czasu mojego marszu. To zupełnie nowe doświadczenie. Ciche, rześkie i w swojej prostocie bardzo piękne. Po półtorej godziny marszu lasem wychodzę na ul. Sosnową w Bukownie. Już pół godziny później wracam na zaśnieżoną leśną ścieżkę, niedaleko koryta Sztoły. Przy betonowym ogrodzeniu z napisem "Leśny Dwór" należy skręcić w prawo i kierować się wzdłuż płotu, prosto na wygięty w łuk mostek. Obok znajduje się drewniata wiata, z niezłym widokiem na taflę wody, idealna na śniadaniową przerwę. Najedzony i rozgrzany ciepłą herbatą z nową energią i radością wracam do zimowo-leśnych klimatów. Nie zawsze widać to ze ścieżki, ale mapa pokazuje, że szlak stara się trzymać Sztoły jak tylko się da. W pewnym momencie spotykają się w bardzo malowniczym miejscu: Z lasu wychodzę tylko po to, by razem ze Sztołą przeciąć kolejną ulicę w Bukownie i znów zagębić się w jego gęstwinie. Po niemal 4 godzinach leśnego marszu dopada mnie mały kryzys. W tym samym momencie kończy się moja ścieżka i skręcam w większą, biegnącą w prawo. Widok, jaki mi się ukazuje, sprawia, że zapominam, że w ogóle istnieje takie zjawisko jak zmęczenie. Po malowniczym odcinku widocznym na powyższych zdjęciach ścieżka zaczyna piąć się pod górę, co w połączeniu z dość grubą warstwą śniegu dość mocno spowalnia mój marsz. Teraz jednak sił dodaje mi fakt, że zbliżam się do granicy województwa małopolskiego i zaniedługo będę z powrotem w woj. śląskim. Ścieżka na styku województw prezentuje się tak: A potem wchodzę do Sławkowa, przekraczając Białą Przemszę. Na ul. Kościelnej mijam Kościół Podwyższenia Krzyża Świętego, na którego ogrodzeniu znajduję muszlę św. Jakuba. Mała rzecz, a cieszy! Kilka minut dalej kolejne zaskoczenie - do tej pory na szlaku architektury drewnianej znajdowałem tylko kościoły, a w Sławkowie, proszę bardzo - drewniana karczma, Pierwochą zwana... Przybytek jest z końca XVIII wieku, ma konstrukcję zrębową, kryty jest czterospadowym łamanym polskim dachem. I co w tym wszystkim najlepsze - nadal działa! Na Sławkowskim rynku zaopatruję się w prowiant, bo przede mną jeszcze dobre kilkanaście kilometrów, a sił nie przybywa. Szukam tu tabliczki z odległościami, ale jej nie znajduję. Trafiam jednak na obiecujący drogowskaz z napisem "Kościółek św. Jakuba". Kościółek faktycznie rozmiarami nie powala, ale za to jest na nim jakiś ślad szlaku - tablica opisowa i kolejna muszla. Kilkaset metrów dalej, na skrzyżowaniu ulic Krzywda i Obrońców Westerplatte, wreszcie jest! Tablica, ale tym razem nie z ilością kilometrów, a ilością czasu, jaki pozostał mi do przejścia określonych odcinków. Jest prawie 15:00, więc 3 godziny i 30 minut brzmią dość niekorzystnie, jeśli skonfrontować je z planem mojego dotarcia do Sosnowca przed zmrokiem. Słońce zostanie ze mną jeszcza jakąś godzinę z hakiem, ruszam więc z kopyta, by ten czas jak najlepiej wykorzystać. W takich okolicznościach nawet pośpiech nie psuje mi nastroju: Mijam dworzec kolejowy w Sławkowie. Chciałbym go zobaczyć w czasach jego świetności. Z Kolejowej skręcam w Hrubieszowską, a potem od razu w wąską ulicę Zagródki. Robi się szarawo, a droga znów wiedzie mnie do lasu. Sylwetki drzew ciemnieją na tle pomarańczowo-szarego nieba. Jestem już niczym Robert Korzeniowski z moim chodem, któremu niedaleko do truchtu. Nie przystając wchłaniam dwa ciastka z rabarbarem (nawiasem mówiąc, przepyszne) i przyzwyczajam myśli do faktu, że przyjdzie mi iść zupełnie ciemnym lasem. Przyzwyczajam też wzrok, który o dziwo całkiem dobrze radzi sobie z mrokiem, jeszcze dobre kilkadziesiąt minut wyławiając z niego zaskakująco dużo szczegółów. Mijam zabudowania między Grońcem a Pańską Górą, znów idę lasem aż do sławskowskiej dzielnic Burki. Stamtąd już tylko jeden leśny odcinek dzieli mnie od sosnowieckich Starych Maczków. Idę nieco wolniej, bo las o 16:37 wygląda tak: To małe, żółte światełko, które widać na zdjęciu powyżej, to pętla autobusowa, a może raczej powinienem powiedzieć "pętelka" w dzielnicy Stare Maczki. Gdy wyłaniam się z ciemności, wydaje mi się jakimś rzęsiście oświetlonym rajem. Siadam na pustym przystanku na pustej pętli wśród pustych maczkowskich ulic. Zmieniam skarpety na suche, a na nie nakładam worki foliowe, by nie zamokły od przemoczonych butów. Wypijam ostatnie łyki herbaty, zagryzam jabłkiem. Tak dobrze mi się tu siedzi, że nie martwię się nawet tym, że najbliższy autobus do bardziej zaludnionej części Sosnowca mam za 45 minut. Wtedy na opustoszałej pętli pojawia się znienacka obficie dymiący rurą samochód. Zawraca, mija mnie i znika tak szybko, jak się pojawił. Siedzę dalej i cieszę się tym, że już nie muszę nigdzie iść. Po paru minutach samochód wraca, kierowca otwiera drzwi od strony pasażera i woła do mnie: - Dokąd chcesz jechać? Wow. Pierwszy raz to kierowca oferuje mi podwózkę bez żadnych działań z mojej strony. - Do Maczków - odpowiadam, widząc, jak facet za kierownicą uśmiecha się szeroko. - Wsiadaj, śmiało! - słyszę i już ochoczo pakuję się do środka. - Rzadko jeżdżę tym autem, więc muszę je co jakiś czas wyprowadzić - opowiada. - A tu, z tej pętli, to raczej daleko nie zajedziesz. Wyglądasz porządnie, a zresztą ludziom trzeba ufać! No to jedziemy. W aucie jest ciepło, muzyka gra, a mój nowy znajomy opowiada mi, jak jego żona uczestniczyła w uruchomieniu linii autobusowej z Maczków do Katowic, którą właśnie chciałem wrócić. Co za pozytywny gość. Wysadza mnie tuż przy przystanku w Maczkach, skąd odbierają mnie zupełnie "przypadkowo" przejeżdżający tędy rodzice. Wracając do domu myślę o kolejnym odcinku drogi św. Jakuba. Nie umiem odkleić myśli od tego szlaku. Uśmiecham się na myśl o następnych krokach, zmęczeniu, widokach, nowych miejscach i nowej porcji satyfakcji. Do zobaczenia na szlaku!
6 Comments
Piotr
31/1/2017 21:04:08
Hej, ty to mnie zadziwiasz... pozytywnie :-) "drałować" tyle kilometrów... zimą... jesteś wielki :-)
Reply
krebain
2/2/2017 00:49:09
Właśnie trafiłam na tę stronę i strasznie spodobały mi się Twoje relacje z wycieczek. Tak jakoś ciekawie i przystępnie piszesz, bez zadęcia, no i widać, że zwiedzanie sprawia Ci radość. Do tego jest dużo zdjęć, a że jestem wzrokowcem, niezwykle mi to odpowiada. Blog, jak widzę, jest obszerny - to świetnie, mam sporo do poczytania (i odgapienia parę pomysłów na zwiedzanie;). Dziękuję i pozdrawiam (a powyższa "przechadzka"... kurczę, robi wielkie wrażenie... co za dystans - szczerze podziwiam).
Reply
Kuba
2/2/2017 11:23:52
Takie słowa to miód na moją duszę! :) Cieszę się, że ktoś czyta o moim włóczeniu się i jeszcze na tym w jakiś sposób korzysta. Szlak św. Jakuba to jeszcze mnóstwo km do przejścia, więc mam nadzieję, że będzie co czytać :) Pozdrawiam i dziękuję za miłe słowa!
Reply
Marcin
7/2/2017 22:38:29
Na Twój blog wpadłem jakiś rok temu. Najbardziej zaciekawił mnie sposób w jaki opisujesz to co Cię pasjonuje. Bez bufonady, nadęcia. Prosto ale z uczuciem. Dobrze, że są ludzie którzy pokazują (nie)zwykłe okolice, bo przygoda zaczyna się od pierwszego kroku i może być tuż za płotem. Chętnie tu zaglądam. Pozdrawiam
Reply
Strasznie się cieszę, że mam czytelnika z takim długiem stażem :) Sam nie lubię udawania i jestem fanem prostoty i tak też staram się o wszystkim pisać. Okolica czasami ma najmniejsze znaczenie, bo przygoda jest w nas, w środku, tam się dzieje cała magia. Dziękuję, że podzieliłeś się taką miłą opinią, to mi daje dużo motywacji do dalszego pisania!
Reply
Your comment will be posted after it is approved.
Leave a Reply. |
KategorieWszystkie Droga św. Jakuba Green Velo Inne Łemkowszczyzna Liswarciański Szlak Rowerowy Mikroprzygoda Mikro Przygody Z 5 Latkiem Mikro Przygody Z 5-latkiem Piesze Wyprawy Praktyczne Porady Przemyślenia Rowerowe Wyprawy Szlak Historii Górnictwa Górnośląskiego Szlak Husarii Polskiej Szlak Rowerowy 2Y Katowice Głubczyce Wiślana Trasa Rowerowa |