To, co tak mnie za każdym razem przyciąga do podróżowania, to nieprzewidywalność kolejnych dni. Gdyby tego dnia rano ktoś mi powiedział, że pobijemy kolejny rekord i przejedziemy 147 km, przetarłbym oczy ze zdumienia. Bo zaczęło się przecież tak niewinnie - zdjęcie z chrząszczem na szczebrzeszyńskim rynku i niespieszne sączenie piwa w zwierzynieckim browarze. A może był to idealny wstęp do długiej drogi, która była przed nami? Dzień szósty: Szczebrzeszyn - Sandomierz (147 km) To już szósty z kolei dzień, gdy budzi nas słońce. Sam nie wiem, czy wierzę w to szalone pogodowe szczęście, ale jak tu nie wierzyć, jak tak grzeje? Już o 08:45 meldujemy się na rynku w Szczebrzeszynie i robimy pamiątkowe zdjęcie z chrząszczem, który podobno brzmi w trzcinie. Sympatyczny, choć mi z bliska przypomina żabę... ;) Wzdłuż torów kolejowych i drogi nr 858 szlak prowadzi nas do Zwierzyńca. Zatrzymujemy się obok Browaru Zwierzyniec, zbudowanego w latach 1802-1806 roku, za czasów ordynata Stanisława Kostki Zamoyskiego. Wnętrze zabytkowego browaru można zwiedzać, ale niech was to nie zwiedzie - po drugiej stronie ulicy produkcja piwa trwa do dziś, a skosztować można go w Pijalni Piwa "Zwierzyniec". W takiej sytuacji nawet ja, umiarkowany fan piwa, kuszę się na szklaneczkę spienionego napoju. Są cztery rodzaje. Wybieramy orzeźwiające Witbier (ze skórką pomarańczową, naturalnie, bez chemii) oraz ciemnego Koźlarza. To w ogóle bardzo sympatyczne miejsce. Nocą na ścianie browaru wyświetlane są filmy, są i rowery z przyczepkami do wypożyczania, a jest gdzie jeździć, bo dosłownie za kilka metrów zaczyna się Roztoczański Park Narodowy. Z wieży widokowej w Roztoczańskim Parku Narodowym niestety nie widzimy koników polskich, które często się tam pasą. Trochę szkoda, ale widok bez nich też jest niczego sobie. To miejsce zostaje mi w pamięci, jako takie, które chciałbym poznać chodząc pieszo. Tutaj, w Roztoczańskim Parku Narodowym, szlak rozchodzi się na dwie nitki. My wybieramy szlak łącznikowy nr 301, omijając w ten sposób królestwo rowerowe "Pogórze Karpackie", o którym przeczytacie w innej mojej relacji z Green Velo. Przed nami najdłuższy szlak łącznikowy Green Velo prowadzący przez Biłgoraj do Ulanowa. Jak się jedzie trasą łącznikową? Bardzo przyjemnie. W 95% są to gładkie, spokojne asfaltowe drogi wśród lasów. W okolicach Huty Krzeszowskiej, widząc, że dzisiejszy szlak niebezpiecznie się rozciąga, a licznik już teraz pokazuje kilkanaście km więcej, niż obiecywała mapa Green Velo, decydujemy się zrobić mały skrót. Trzymamy się drogi 1048R, by dojechać nią prosto do miejsca, w którym do trasa łącznikowa łączy się znów z główną trasą Green Velo. Jak to jednak czasem z planowaniem dróg bywa, czegoś nie zauważam, coś mylę i prowadzę nas na drogę 858, która zamiast za Ulanów prowadzi nas prosto do jego centrum, gdzie na rynku znajdujemy Green Velo. I gdy tak obchodzimy wkoło rynek, zastanawiając się, w którą stronę do Sandomierza, nagle, z prawej strony... wita nas ławeczka Green Velo! Dokładnie ta, którą w tamtym roku ominęliśmy. Jak widać, ławeczka w końcu nas do siebie przyciągnęła. Mijamy rozbierany właśnie most na rzece Tanew, na całe szczęście obok biegnie kładka dla pieszych i rowerzystów. Mijamy także dziesiątki wsi i małych miast, zastanawiając się, jak to jest, że dzisiejsza droga wydłuża się niczym guma i mimo, że pedałujemy zawzięcie, Sandomierz jakoś nie chce się do nas zbliżyć. Obraził się, czy co? Gdy wreszcie dostrzegamy zarys starego miasta, słońce jest już pomarańczową smugą za jego murami, a na zegarku jest 20:30. Teraz tylko pozostaje nam zlokalizować pole namiotowe, o którym informuje nas mapka. Po kilkunastu minutach poszukiwań, podczas których zmęczony mózg nie chce pracować tak, jak powinien, znajdujemy wjazd na Camping nr 201 "Browarny". Od osoby płacimy tu 25 zł, co i tak wydaje mi się małą kwotą za nocleg dosłownie kilkadziesiąt metrów od sandomierskiego rynku, który jak wiadomo, magnesem na turystów jest potężnym. Warunki są tu świetne - nowoczesne i czyste łazienki oraz WC, pomieszczenie z kuchenkami, pralkami, nawet piłkarzyki się znalazły. Trawa równo wykoszona, oczko wodne, czysto, spokojnie i schodki tylko dla mieszkańców pola, prowadzące skrótem na rynek. Po wykonaniu niezbędnych czynności higienicznych możemy wreszcie zasiąść przed namiotem i trochę poświętować - jest co! Nowy rekord dziennej jazdy mojej mamy to 147 km! PS. W nocy pierwszy raz podczas tej wycieczki słyszymy krople deszczu, najpierw nieśmiało a potem coraz mocniej uderzające w tkaninę namiotu. Mimo moich obaw, namiot okazuje się odporny na trwający kilka godzin deszcz. Ufff... Pozostałe dni tej wycieczki: dzień 1 dzień 2 dzień 3 dzień 4 dzień 5 dzień 7
2 Comments
Kuba
15/7/2018 17:10:40
Wystarczy kliknąć na kategorię "green velo" u góry po prawej stronie - pokażą się opisy pozostałych dni, jak i opisy poprzednich spotkań z green velo :)
Reply
Your comment will be posted after it is approved.
Leave a Reply. |
KategorieWszystkie Droga św. Jakuba Green Velo Inne Łemkowszczyzna Liswarciański Szlak Rowerowy Mikroprzygoda Mikro Przygody Z 5 Latkiem Mikro Przygody Z 5-latkiem Piesze Wyprawy Praktyczne Porady Przemyślenia Rowerowe Wyprawy Szlak Historii Górnictwa Górnośląskiego Szlak Husarii Polskiej Szlak Rowerowy 2Y Katowice Głubczyce Wiślana Trasa Rowerowa |