18/6/2018 0 Comments Green Velo 2018 - Sandomierz - Kielce: potyczka z Górami Świętokrzyskimi i powrót do domuOto i ostatni dzień tygodniowego wyjazdu, którego największą i jednocześnie jedyną wadą jest to, że się kończy. Wyjeżdżamy z pola namiotowego u stóp sandomierskiego rynku, a jako punkt docelowy obieramy Kielce, a konkretnie tamtejszy dworzec PKP. Ostatni odcinek wyciska z nas nie raz ostatnie poty, bo nasza droga fałduje się i wybrzusza - przed nami spotkanie z Górami Świętokrzyskimi. Jest ciężko, jest stromo, ale w pakiecie jest również bardzo pięknie. Dzień siódmy: Sandomierz - Kielce (131 km) W nocy lało, a ja z duszą na ramieniu nasłuchiwałem, kto wyjdzie z tego pojedynku zwycięsko krople wody czy mój namiot High Peak Minipack w duecie z impregnatem, który go potraktowałem przed wyjazdem. Zasnąłem gdzieś po 1 w nocy z nieśmiałą myślą, że zwycięża jednak namiot. Poranek upewnił mnie w tym- namiot pozostał suchy! Przy pakowaniu oglądam sobie w pełnym świetle nasze pole namiotowe, ale robię to niezbyt dokładnie, bo jak zwykle znów coś gna mnie już do przodu. W drogę. Przecież przed nami ostatni dzień, trzeba go wycisnąć do ostatniej kropelki! Szlak szybko wyprowadza nas za miasto, prosto w spokojne, wąskie drogi między niekończącymi się sadami. Jechaliśmy tędy w zeszłym roku, ale wtedy właśnie tu żegnaliśmy Green Velo, kierując się na Baranów Sandomierski i potem na szlak św. Jakuba. Pamiętam, że wtedy było mi żal. Tym razem wiernie trzymamy się pomarańczowych oznaczeń! Pierwszy rynek, który dziś zaliczamy, należy do Klimontowa. "Ostry" herb wyeksponowany przy wjeździe do miasta intryguje i nieco... trzyma na dystans? ;) Wydaje mi się, że może on mieć związek z rodem związanym z miastem - mowa tu o Ossolińskich herbu Topór. Z ciekawostek: urodził się tu Bruno Jasieński (a tak naprawdę Wiktor Zysman), poeta, prozaik, dramaturg, zaliczany do grona poetów wyklętych, jeden z twórców polskiego futuryzmu. Pamiętacie futurystów? Zyskali moją sympatię głownie dlatego, że postulowali o wolność od ortografii. Przykładem niech będzie jeden z wierszy Jasieńskiego - Nuż w bżuhu. Za Klimontowem zaczyna robić się nierówno, ale tak do wytrzymania. A potem jest coraz mocniej pod górę... i jeszcze trochę mocniej. I tak sobie uświadamiam, że to chyba już powoli Góry Świętokrzyskie. Szlak trzyma się w większości drogi 758, co jakiś czas jednak robi nam wycieczki bocznymi dróżkami, dużo bardziej urokliwymi, ale i dużo bardziej stromymi. Cóż, ciśniemy, bo nie mamy wyboru. Wycieczka zaczyna się robić mieszana - rowerowo-piesza, a objuczone rowery jakoś nie chcą żwawo dać się wepchnąć pod górę. MOR-y też są tu nieco inne. Podobają mi się stoły i wiaty z jasnych desek, ale nie podoba mi się brak dokładnej mapy i brak WC. Krzaczki będą tutaj bujnie rosły... Jako jedną z największych atrakcji tego odcinka ludzie wymieniają bez zająknięcia zamek Krzyżtopór w Ujeździe. W czasach swojej świetności zapewne był perłą swojej okolicy, ja jednak jak zwykle pozostaję nieczuły na wszelkie budowle. Wolę drzewa. Stromizny spowalniają naszą jazdę. Pojawiają się, znane mi z podkarpackiego odcinka, procentowe oznaczenia nachylenia szlaku. Auć. I gdy tak pniemy się pod górę, ledwo zipiąc, w pewnym momencie rowery zaczynają toczyć się lżej. Teren się obniża, co jest niewidoczne gołym okiem, ale odczuwalne. Jedziemy w dół, oczekując, że zaraz za to zapłacimy jakąś górką, ale górka nie nadchodzi. Nie ma jej przez 5, 10, 15 i nawet 20 km! To zdecydowanie przynoszący najwięcej przyjemności odcinek - spokojny zjazd przez niewielkie wsie, na stosunkowo dużej wysokości, przy zerowej liczbie samochodów i wielkiej ilości świętego spokoju. Super! Następny wart zapamiętania rynek należy do Rakowa. W fontannie tańczą raki, a informacja turystyczna, która służy nam nowoczesnymi i bezpłatnymi toaletami, jest niestety zamknięta. A szkoda, bo za szybą dostrzegam mapę Green Velo i coś, o czym nie wiedziałem - paszporty Green Velo. Dowiedziałem się o nich "trochę" po czasie, ale całkiem to fajna sprawa z takimi paszportami. Za Rakowem znów robi się bardzo ładnie. I stromo. Ale gdy tak pniemy się pod górę, ledwo zipiąc, w pewnym momencie rowery zaczynają toczyć się lżej. Teren się obniża, co jest niewidoczne gołym okiem, ale odczuwalne. Jedziemy w dół, oczekując, że zaraz za to zapłacimy jakąś górką, ale górka nie nadchodzi. Nie ma jej przez 5, 10, 15 i nawet 20 km! To zdecydowanie przynoszący najwięcej przyjemności odcinek - spokojny zjazd przez niewielkie wsie, na stosunkowo dużej wysokości, przy zerowej liczbie samochodów i wielkiej ilości świętego spokoju. Robi się jeszcze milej, gdy kończy się asfalt i wjeżdżamy na tereny Cisowsko-Orłowińskiego Parku Krajobrazowego. Jak dla mnie ten długi zjazd plus fragment leśny to absolutny dzisiejszy faworyt! W Borkowie z żalem mijamy pustą plażę przy Jeziorze Borków. Tuż obok jest agroturystyka - wygląda to na całkiem miłe miejsce na nocleg. To już niestety nie dla nas - jedziemy co sił w nogach, ciągle mając nadzieję, że zdążymy na bezpośredni pociąg z Kielc do Katowic o 17:35. Ale na fotkę zapory sekundka się znalazła. Zaskakuje mnie dojazd do Kielc. Szlak prowadzi tu przez Chęcińsko-Kielecki Park Krajobrazowy, w którym roi się od biegaczy i rowerzystów. Bardzo mi się taki dojazd do dużego miasta podoba. Wjazd do Kielc bardzo nas cieszy, choć już za chwilę sapiemy jak lokomotywy. Stromo tu! Goniąc uciekający czas, rezygnujemy z podjazdu pod Rezerwat Kadzielnia (295 m). Nagroda za dzisiejszy trud jest niespodziewana i wielokolorowa. Ławeczka! Robimy najszybszą serię zdjęć i dalej, dalej na dworzec! Na dworcu meldujemy się jakieś pół godziny po czasie. Nie jest jednak najgorzej, bo już za 20 minut mamy pociąg Kolei Świętokrzyskich do Krakowa. Stamtąd do Katowic zabierze nas kolejny. I znów musimy zjechać ze szlaku, zostawiając za sobą pomarańczowe znaczki. Przez siedem dni zdążyłem się znów do nich przywiązać. Odcinki Green Velo, których jeszcze nie widziałem po tym wyjeździe drastycznie się skurczyły. Na jedną porządną (nadmorską!) wycieczkę powinny jeszcze wystarczyć. A tak w ogóle, to podobno w zachodniej Polsce powstaje "brat-bliźniak" Green Velo zwany Blue Velo, od koloru wody w Odrze, która będzie stanowiła jego "kręgosłup". Czy będzie tak samo popularny? Pewnie tak, a coraz większe doświadczenie pozwoli uniknąć błędów popełnionych przy Green Velo. Ja chyba jednak zostawiłem swoje serce na nieuporządkowanym wschodzie, gdzie ludzie życzliwi, woda w jeziorach czysta, a bud z kebabem i bilboardów jeszcze ciągle nikt nie sprowadził... Pozostałe dni tej wycieczki: dzień 1 dzień 2 dzień 3 dzień 4 dzień 5 dzień 6
0 Comments
Your comment will be posted after it is approved.
Leave a Reply. |
KategorieWszystkie Droga św. Jakuba Green Velo Inne Łemkowszczyzna Liswarciański Szlak Rowerowy Mikroprzygoda Mikro Przygody Z 5 Latkiem Mikro Przygody Z 5-latkiem Piesze Wyprawy Praktyczne Porady Przemyślenia Rowerowe Wyprawy Szlak Historii Górnictwa Górnośląskiego Szlak Husarii Polskiej Szlak Rowerowy 2Y Katowice Głubczyce Wiślana Trasa Rowerowa |