1/9/2023 4 Comments Klekotna: rowerem w ciszęZacząłem jeździć na rowerze, by znaleźć przestrzeń na refleksje. Jeżdżąc, poznałem lepiej nie tylko polskie bezdroża, ale i siebie. Dzięki temu w tegoroczne wakacje zamiast realizować plan, czyli eksplorować województwo wielkopolskie, wybrałem to, co było mi bardziej potrzebne. Na siedem dni moją bazą stał się niewielki domek na końcu wsi i ślepej drogi. Nie miałem tam kompletnie nic do zrobienia. Miałem za to czas, książki, rower, a przez część wyjazdu - także miłe towarzystwo. Jeśli macie ochotę zanurkować w tamtą ciszę, zapraszam do lektury. Wystarczy chwila nieuwagi i nawet to, co uwielbiamy, może zacząć nas obciążać, gdy "dokleimy" do tego zbyt wiele oczekiwań. Tak właśnie stało się z moją coroczną wycieczką rowerową. Choć w tym roku zwyczajnie nie miałem siły, by spędzić tydzień w siodełku, czułem, że POWINIENEM jechać, zrobić świetne zdjęcia, a potem to wspaniale opisać na blogu. Jednak tym, czego naprawdę potrzebowałem, było wyciszenie. Znalazłem więc agroturystykę w Klekotnej - na końcu ślepej drogi, w otoczeniu lasów, bez sklepu, samochodów i całego tego zgiełku, przez który na co dzień często trudno mi pozbierać myśli. Mam tu przed sobą siedem pustych dni. Bez biegania w kółko, bez obowiązków i zasięgu. Zagoniony mózg nie potrafi zwolnić od razu. Pierwsze wrażenie to zdziwienie. Cisza jest tu tak dojmująca, że wydaje się na mnie napierać. Słyszę jak skrzydła lecących wysoko nade mną ptaków miękko tną powietrze. Nie ma sensu walczyć z tą ciszą, lepiej pozwolić jej być. To szansa, by poczuć ją także od środka. Nie jestem tu sam. Moja mama słysząc o moich planach, też chciała spróbować tej ciszy. Nie porzuciliśmy jednak rowerów. Są tu z nami, ale tym razem to nie one stanowią oś, wokół której wszystko się obraca. Teraz jest to głównie odpoczynek. Idealne do tego celu okazują się leżaki na łące przed domem, z widokiem na las, słoneczne niebo. Stos książek, który przywieźliśmy, nieograniczony czas na ich czytanie, omawianie i na zwyczajne milczenie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio mogłem przez kilka dni tak po prostu robić to, na co mam ochotę. Może, gdy byłem dzieckiem? Klekotna (nazwa niemiecka: Charlottenthal) to niewielka wieś w województwie opolskim w powiecie oleskim, przy granicy z województwem śląskim. Obok domu mamy jedną ulicę. Jeśli pojechać nią w lewo, ta asfaltowa nitka wydłuży się i zmieni kilka razy nazwę, by doprowadzić nas aż do rynku w Dobrodzieniu. Jeśli jednak skręcimy w prawo, asfalt się urywa, a droga przechodzi w leśną ścieżkę. Za lasem już "nasze" województwo Śląskie. Mimo, że do śląskiego rzut kamieniem, rzeczywistość wokół nas w niczym nie przypomina tego, co widzimy na co dzień. Otaczają nas pola, łąki i lasy - siedliska dla wielu cennych gatunków ptaków (ptaki wiedzą, co dobre). Okoliczne lasy cieszą się dużą popularnością wśród grzybiarzy. Teraz jednak doświadczamy tu głównie zbawiennej pustki. Życie zdaje się toczyć gdzie indziej. Najbliższe ośrodki, w których życie tętni zdecydowanie dynamiczniej to Dobrodzień (oddalony o 8,5 km), Olesno (11,5 km) oraz wieś Sieraków Śląski (12 km). Jako, że w Klekotnej nie ma żadnego sklepu, te trzy miejsca w naturalny sposób stają się celami trzech rowerowych wycieczek po zapasy jedzenia. To prosty wyjazd, więc prosty sposób myślenia dobrze się tu sprawdza. Odpoczynek nie musi być bierny. Drugi dzień w Klekotnej wita nas pięknym słońcem, więc wiele nie myśląc, ruszamy do Olesna. Prowadzi nas tam czarna trasa nr 52 (biegnąca z Góry św. Anny do Wielunia, przez Gogolin, Dobrodzień, Olesno, Gorzów Śląski). W kieszeni mam klucz do naszej "bazy" w Klekotnej, która czeka na nas o każdej porze dnia i nocy. To wygodne rozwiązanie, ale... tęsknię za spontanicznym wypuszczeniem się w drogę. Wiem jednak, że nie zawsze jest pora na wielką przygodę. Wtedy przygodą może być to, co jest aktualnie dostępne. Gabaryt przygód nie ma aż takiego znaczenia. Nassim Taleb pisał w swoim "Czarnym Łabędziu" o pewnej ciekawej właściwości naszego mózgu. Otóż najwięcej substancji odpowiedzialnych za dobry nastrój produkuje on wtedy, gdy fundujemy mu stały napływ niespodzianek. Co ważne - nie muszą to być wielkie sprawy. Wystarczy nawet mikro zaskoczenie, gdy za zakrętem droga gwałtownie pnie się w górę, a przydrożne drzewo zaciekawia nas nietypowym kształtem. W takim strumieniu niespodzianek jesteśmy nieustannie, ale mało kto potrafi skupić się na tyle, by je dostrzec i się nimi ucieszyć. Tym razem czasu jest pod dostatkiem, więc nastawiam się na odbiór strumienia mikro-przygód. Pierwsze zaskoczenie czeka nas w Grodzisku, gdzie spośród falujących pól wyłania się wzgórze a na nim urokliwy drewniany kościół. To sanktuarium św. Rocha - świątynia postawiona przez oleśnian ocalałych z epidemii dżumy, która dotknęła miasto w 1708 r. i pozbawiła życia od 78% do 90% mieszkańców miasta. Miasto zostało wówczas odizolowane na wszelkie sposoby - w lasach postawiono zasieki, zerwano mosty, strzelano do każdego, kto chciał wydostać się z tej strefy. Oleśnianie, którzy przetrwali zarazę (wśród mieszkańców podobno wciąż żywa jest legenda, że było to zaledwie 100 osób), schronili się w okolicy, w której właśnie jesteśmy - w lasach Grodziska. W XVIII wieku epidemię zinterpretowano jako boską karę za grzechy, modlono się więc o ocalenie do św. Rocha, obiecując w podzięce budowę wotywnej świątyni. Co ciekawe, w modłach obiecano również sposób dostarczenia materiałów do jej powstania - miały dotrzeć tutaj bez użycia konnych zaprzęgów, jedynie za sprawą ludzkich mięśni. Taki pomysł na pokutę świadczy nie tylko o sile duchowej Oleśnian, ale i o ich fizycznej krzepie. Ocalali z zarazy jak postanowili, tak zrobili. Mimo tragicznej ekonomicznej sytuacji miasta, rozpoczęto budowę kościoła. Zgodnie z obietnicą drewno dostarczono na własnych barkach. Na tym jednak nie skończyły się wyzwania dla oleśnian. Istnieje legenda dotycząca umiejscowienia kościoła: "Kościół miał powstać w innym miejscu niż obecnie. Przy drodze z Grodziska do Wysokiej - Zacisze stoi osobliwa, sucha, bez jednej igiełki, z maleńką kapliczką sosna, przy której składowano materiał do budowy świątyni. Następnego dnia robotnicy zauważyli, że materiał został przeniesiony w inne miejsce, na odległe o jakieś 500 m wzgórze. Przeniesione drewno nazajutrz znowu zmieniło swoje położenie, a rosnąca obok sosna wygięła się dwukrotnie w kierunku obecnego kościoła św. Rocha. Odczytując to za objaw woli Bożej, postawiono kościółek na wzgórzu." |
KategorieWszystkie Droga św. Jakuba Green Velo Inne Łemkowszczyzna Liswarciański Szlak Rowerowy Mikroprzygoda Mikro Przygody Z 5 Latkiem Mikro Przygody Z 5-latkiem Piesze Wyprawy Praktyczne Porady Przemyślenia Rowerowe Wyprawy Szlak Historii Górnictwa Górnośląskiego Szlak Husarii Polskiej Szlak Rowerowy 2Y Katowice Głubczyce Wiślana Trasa Rowerowa |