Wyjeżdżam już z obszaru Beskidu Niskiego. Ze wsi Kamionka Wielka kieruję się na Nowy Sącz, a potem na jezioro Rożnowskie. Jest tak pięknie, że chętnie rozciągnąłbym ten kilkudniowy wyjazd na kilka tygodni. Jazda po górach, choć męczy mnie okrutnie, ma w sobie coś szlachetnego, coś uzależniającego, co przyciąga jak magnes. Wyjeżdżam od "Gazdy" całkiem raniutko jak na mnie, czyli tuż po 8:00. Mocny i krótki uścisk spracowanej ręki gospodarza, poczochranie jednego z dwóch podwórkowych psów i w drogę - tym razem z górki, wąską uliczką, wzdłuż której zbudowano stacje drogi krzyżowej (wczoraj, ostro pod górę, po 80 km, faktycznie była to moja droga krzyżowa...). Nie wiem, czy pisałem już o mojej sympatii do małych, wiejskich sklepików, w których jest wszystko. Takich, pod którymi bez obaw można zostawić zapakowany wszystkim rower, bo dookoła cisza i nie zwróci na niego uwagi nawet pies z kulawą nogą. Ostatnimi czasy coraz częściej są to sklepy przejęte przez sieci typu "Odido" czy "ABC", ale na całe szczęście cała ta sieciowość nie odbiera im ich specyficznego klimatu. Sprzedawczyni, której nigdzie się nie spieszy, pyszne drożdżówki z lokalnych piekarni, i często ciekawe rozmowy, zazwyczaj zaczynane od: - A skąd pan jedzie? A nie ma tak smutno samemu jechać? Odpowiadam chętnie, bo fajnie z kimś sobie pogadać, mając przed sobą kilka godzin milczenia. W Kamionce Wielkiej też znajduję taki sklepik. Chodzę sobie po nim powoli, wybierając starannie prowiant na cały dzień pełen trudu. Wiem, że będą momenty, w których te produkty bardzo podniosą mi morale, więc oglądam je uważnie. Mój zestaw zazwyczaj wygląda bardzo podobnie, drobne modyfikacje są zazwyczaj wynikiem lokalnej oferty pieczywa. Tym razem znajduję coś, co po prostu muszę kupić. Największą drożdżówkę z serem, jaką w życiu widziałem. Ser smakuje jak ser, a ciasto drożdżowe jak ciasto drożdżowe. Oto i moje idealne śniadanie! Jadę wzdłuż rzek. Kamionka wpada do Kamienicy, Kamienica do Dunajca. Oto i jestem w Nowym Sączu. Znajomość z Dunajcem zawarłem w wieku 12 lat, kiedy spędzałem nad nim 2 tygodnie pod namiotem z rodzicami, w Zakliczynie. Wydawał mi się wtedy rzeką dziką i niebezpieczną, szczególnie, gdy porwał mnie na materacu i nie chciał puścić. Korzystając z okazji, dziękuję dwóm panom stojącym przy brzegu, za to, że zdołali mnie jakoś zatrzymać... Dzisiejsze spotkanie jest o wiele spokojniejsze, ale rzeka nadal płynie wartko. Wdycham rześkie powietrze unoszące się nad wodą. I myślę sobie, że taki kajak i podróżowanie nim chyba mogłoby być dla mnie całkiem fajne. Albo może lepiej jakiś miks kajaka i roweru wodnego? Wyjazd z Nowego Sącza nie należy do łatwych. Osacza mnie nieco sieć szybkich dróg, z drogą 75 na czele. Uciekam z niej, skręcając na Zabełcze i wydłużając znacznie trasę do Jeziora Rożnowskiego. Wydłużanie na szczęście znaczy również: wyciszanie, uspokajanie. Na całkowitym luziku jadę przez Klimkówkę, Ubiad, Jelną i Zbęk. Jest stromo i pięknie. Oddycham jak lokomotywa, ale czuję, że żyję. Warto było się tu wspiąć, bo z oddali dostrzegam Tatry! Przez chwilę jadę czerwonym szlakiem pieszym z Nowego Sącza do Bartkowej. Jezioro Rożnowskie już z daleka prezentuje się zachęcająco. Ale dla wszystkiego, co fajnie, trzeba się trochę pomęczyć. Na całe szczęście :) Jezioro to pojawia się, to znika, zasłaniane okolicznymi wzniesieniami. Po fantastycznym zjeździe w okolicy wsi Skała odwiedzam niewielki sklepik niedaleko jego brzegu. Siedzę na ławce i patrzę na nieruchomą taflę wody. Mięśnie odpoczywają po solidnej dawce podjazdów. Po kilkunastu minutach znów wchodzę w tryb "poznajemy świat" i ruszam dalej, wzdłuż wschodniego brzegu jeziora. Pole namiotowe nad jeziorem okazuje się już działać. Fajnie, że nie tylko ja tak wcześnie zacząłem sezon noclegów pod chmurką :) Zaplątuję się znów w strome uliczki, szukając możliwości przejechania na drugą stronę jeziora. Udaje mi się to dopiero po solidnej wspinaczce, podczas której przez kilka kilometrów pcham rower pod górę. Dunajec przekraczam przy elektrowni wodnej w Czchowie. Wjeżdżam na drogę 75, z której uciekam w stronę centrum Czchowa. Podoba mi się uroczy, cichy ryneczek, a jeszcze bardziej zupełnie pusty zakład fryzjerski przy ul. szkolnej - rzecz na moim osiedlu niespotykana. Korzystam z okazji, bo dlaczego nie i wpadam do przesympatycznej właścicielki na szybkie cięcie. Przy okazji opowiadamy sobie trochę o tym, jak to warto się w życiu ruszać, chodzić, oglądać wszystko dookoła, bo świat jest piękny, trzeba tylko oczy otworzyć (słowa właścicielki). Po paru minutach wychodzę na zewnątrz elegancko obcięty i pozytywnie naładowany. Ruszam na Tymową. Jadę sobie tymi krętymi ulicami wśród gór, pnącymi się w górę, by po czasie pikować w dół. Jadę i zakochuję się powoli w tym pofałdowanym świecie, gdzie przejechanie 5 km smakuje inaczej niż te same 5 km na terenie płaskim. Smakuje zazwyczaj słono, potem, która ścieka do oczu i szczypie, ale to tylko szczegóły, bo przecież są widoki i przestrzeń. Delektuję się tym, co dookoła i znów nie robię zdjęć. Od jakiegoś czasu zaczynam skupiać się wyłącznie na wchłanianiu widoków, zamiast ich rejestrowania. Na jednej czynności na raz. Ale nic straconego - te miejsca ciągle tam są i tylko czekają, drogi czytelniku/czytelniczko, żebyś je odwiedził/a! Moja trasa jest prosta, układana na bieżąco. Pomarańczowe niebo oświetla moją niespieszną jazdę. Mijam Lipnicę Dolną, a potem Lipnicę Murowaną, znaną z najpiękniejszych palm wielkanocnych. Nocleg znajduję we wsi Leksandrowa. Pensjonat Henrykówka lata świetności ma już najwyraźniej za sobą, a musiały to być piękne lata, bo wokół drewnianego domu znajduje się i własne boisko i niemały basen. W tym wielkim domu jestem sam, bo gospodarz najwyraźniej mieszka gdzie indziej. Rower stoi na podwórku oparty o garaż, drzwi wejściowe są całą noc otwarte. Uroki wsi, które tak naprawdę są najzwyklejszą normalnością, w której nie traktuje się drugiego człowieka jak potencjalnego złodzieja. Podoba mi się to. Podoba mi się również fakt, że jutro przede mną kolejny dzień w trasie, podczas którego szlakiem św. Jakuba dojadę z Bochni do Krakowa. Przeczytacie o tym TUTAJ.
0 Comments
Your comment will be posted after it is approved.
Leave a Reply. |
KategorieWszystkie Droga św. Jakuba Green Velo Inne Łemkowszczyzna Liswarciański Szlak Rowerowy Mikroprzygoda Mikro Przygody Z 5 Latkiem Mikro Przygody Z 5-latkiem Piesze Wyprawy Praktyczne Porady Przemyślenia Rowerowe Wyprawy Szlak Historii Górnictwa Górnośląskiego Szlak Husarii Polskiej Szlak Rowerowy 2Y Katowice Głubczyce Wiślana Trasa Rowerowa |