Znów, jak już kilka razy wcześniej bywało, znalazłem się na drodze św. Jakuba całkiem przypadkowo. Moim celem był Beskid Niski, do którego planowałem dojechać rowerem z Tarnowa. W okolicach Tuchowa, na totalnym bezludziu, wśród pól, na przydrożnym drzewie mignął mi znajomy, żółty kształt muszli. "Nie może być" pomyślałem i przypomniałem sobie, że Via Regia biegnie przecież również przez Tarnów i okolice. Parę dni później, kierując się już w stronę domu, postanowiłem wracać po śladach św. Jakuba. Wybrałem odcinek z Bochni do Krakowa, czyli niełatwe, pełne stromizn 60 km. W zamian oferował on jednak piękne panoramy, rozciągające się przeważnie spod murów wysoko położonych kościołów. Jako bonus dostałem pod drodze dwie trasy - czarny szlak rowerowy Via Regia Antiqua oraz rowerową trasę św. Jakuba. Ta druga co prawda pojawiła się, by zaraz zniknąć, ale tak czy siak była miłym zaskoczeniem. Do tej pory myślałem, że rowerowe camino istnieje tylko w Hiszpanii. Wyjeżdżam z pensjonatu "Henrykówka" we wsi Leksandrowa. Do Bochni mam stamtąd niecałe 10 km, tam też postanawiam "dopaść" szlak. Pierwszą muszlę znajduję na ul. Kurków. Szlak oznakowany jest poprawnie, choć jadąc na rowerze trzeba zwracać baczniejszą uwagę na dość małe czasami nalepki z żółtą muszlą, słabo widocznie w miejskim gąszczu kolorowych plakatów, banerów i tym podobnych rozpraszaczy. Bez problemów nawigacyjnych dojeżdżam do bocheńskiego rynku. Od razu widać, na czym wyrosło miasto Bochnia. Kopalniane wagoniki w ilości kilku sztuk zdobią płytę rynku. Siadam i przyglądam się życiu miasta. Uciekam, gdy na rynek wkracza kilkudziesięciu osobowa wycieczki anglojęzycznej młodzieży a za nią wjeżdża niewielki traktor... Za rynkiem szlak biegnie obok zabytkowego Szybu Finder (nazywanego również Finderis czy Findera). Jeszcze w XV w. działał on pełną parą, eksploatując tutejsze złoża soli. Tuż obok dawnego szybu miła niespodzianka - betonowy słupek z symbolem muszli św. Jakuba - rzadkość na szlaku Via Regia, a przynajmniej na tych fragmentach, które do tej pory przeszedłem (od Krakowa do Dobrzenia Wielkiego). Kilkanaście metrów dalej kolejna niespodzianka i kolejna rzadkość- tabliczka z odległościami do najbliższych miast na szlaku. Do Krakowa mam stąd 61 km. Na rowerze jest to realna odległość, szczególnie, że zrobiłem ich dopiero 11. Nie ma na co czekać, jadę. Przede mną dłuuuugie i pewnie owocne w nowe muszle spotkanie ze św. Jakubem :) Zawsze z ulgą wyjeżdżam nawet z najpiękniejszych i najciekawszych miast - dotyczy to również Bochni. Kolejna na szlaku jest Łapczyca. Tu jest już znacznie spokojniej, a odcinek prowadzący ulicą Trakt Królewski (w tłumaczeniu: Via Regia!) to prawdziwa uczta dla oczu - prowadzi krętą drogą położoną na szczycie dużego wzniesienia. Sycę oczy błękitem nieba i otaczającą mnie przestrzenią. Powietrze jest tak nagrzane, jak w najgorętsze dni lata, choć to dopiero 12 kwietnia. Czuję się, jakby ktoś specjalnie dla mnie, w mój wolny dzień, stworzył na chwilę alternatywną, wakacyjną rzeczywistość. Dziękuję! Jakiś czas widzę już znaki czarnej trasy rowerowej, na które nie zwracam większe uwagi. Do czasu, gdy odpowiednia tablica informuje mnie, że to Via Regia Antiqua, trasa rowerowa prowadząca z Bochni do Chełmu, poprowadzona dawną trasą Szlaku Bursztynowego, który już w XII wieku łączył pod względem handlowym i komunikacyjnym Europę z Rusią i Węgrami. Nie dziwota, że chodzili tędy również pielgrzymi do Hiszpanii, skoro już było wyjeżdżone i wydeptane... Fotografując malowniczo położony kościół w Łapczycy, na prowadzących do niego kamiennych schodach zauważam prawdziwego, prehistorycznego potwora. Tyle, że w miniaturze. Tablice informacyjne Via Regia Antiqua pojawiają się zaskakująco często. Szkoda, że niektóre zdążyły już przyciągnąć uwagę tych, którym niszczenie pracy innych daje jakąś dziwną formę radości. Jakby to chociaż w jakiś sposób ładne było... Na szczęście widoków nie da się w żaden sposób zdewastować. W Moszczenicy tuż przy szlaku znajduje się kurhan - według legendy miejsce spoczynku oficera wojsk szwedzkich. Przy kościele Bożogrobców w Chełmie kończy się Via Regia Antiqua, lecz moja Via Regia wiernie ze mną zostaje. Jest nawet kolejna tabliczka z odległością- do Krakowa jeszcze 53 km. Ulica za kościołem prowadzi do drogi nr 94. To ruchliwa droga bez chodnika. Parę razy sprawdzam, czy szlak ma na pewno biec tędy. Nie ma wyboru. Na szczęście droga ma zaskakująco szerokie pobocze. Po krótkim odcinku (ok. 450 m) nad Rabą schodzę w dół, zgodnie z oznakowaniami, dochodząc do wyboistej piaszczystej drogi nad rzeką. Gdy na drzewach pojawią się liście, pewnie łatwo będzie przegapić muszlę, kierującą pielgrzymów w dół i w prawo, ku rzece. Parę minut później oficjalnie otwieram sezon moczenia nóg w rzece! Następna na mojej drodze jest wieś Targowisko. Tutaj przekraczam zjazd z autostrady i z ulgą chowam się w cieniu znajdujące się pod nią wiaduktu. Oznakowanie przy przejściu przez zjazd jest średnie. Ważne, by skręcić w lewo skos, w ul. spokojną, prowadzącą pod wiadukt właśnie - na zdjęciu poniżej ulica ta zaczyna się kilkadziesiąt metrów za domem po lewej stronie. W Szarowie decyduję się na ominięcie fragmentu szlaku prowadzącego do Niepołomic, a to dlatego, że według internetowej mapy biegnie on wzdłuż szybkiej drogi nr 75. Jadę asfaltową drogą za wiaduktem w lewo, wzdłuż autostrady, znajdując szlak w Staniątkach, na ul. Droga Królewska. Jak widać w nazewnictwie ulic wciąż słychać echa dawnego szlaku Via Regia. Przejeżdżam nad autostradą, stromymi drogami mijam Zakrzowiec i robię sobie przerwę w cieniu iglaków otaczających kościół w Bodzanowie. Mijam też tabliczkę z odległością - do Krakowa jeszcze 31 km. Za jakiś czas na horyzoncie dostrzegam wysoko położony kościół. Wiem, co to oznacza - szlak św. Jakuba na pewno nie ominie tej świątyni. Panorama Biskupicka. Tak mówi do mnie znak stojący u stóp stromego podejścia wąską uliczką. Nie zgrywam już chojraka, tylko od razu zeskakuję z roweru i z pochyloną głową pokornie pcham go pod górę. Faktycznie, panorama spod kościoła rozciąga się niezła. Jak wynika z mozaiki rozciągającej się przede mną, nieuchronnie zbliżam się zabudowań, miast, zgiełku i samochodów. Jakoś jeszcze nie zdążyłem za tym zatęsknić. Do Krakowa jeszcze 26 km. Ciekawe, ile z tego będzie pod górę. Na razie cieszę się zjazdem w dół i dla przedłużenia tej radości podjeżdżam do położonego na jego końcu sklepu. Kupuję zimny jogurt pitny i 1,5 l wody mineralnej. Chłodzę się chociaż od środka, skoro od zewnątrz bije żar. Fajnie, że parę chwil potem szlak wywodzi mnie w pole. Jest trochę cienia i jakichś mini-mokradeł. Mimo tego muszle wzorowo pojawiają się na zakrętach. Jeśli ich nie ma, należy iść wydeptaną w trawie ścieżką. Ciekawe, ilu ludzi podążało tu szlakiem przede mną? Mijam Lednicę Górną i dojeżdżam do Wieliczki. Wita mnie w niej zabytkowy drewniany kościół św. Sebastiana w Wieliczce, którego wnętrze zdobią malowidła wykonane przez Włodzimierza Tetmajera. Niedaleko kościoła czeka na mnie niespodzianka - oznaczenie rowerowej drogi św. Jakuba. Byłem pewien, że znajduje się ona tylko w Hiszpanii! Znak niestety, tak jak nagle się pojawia, tak nagle znika. No cóż. Może jestem nie dość uważny, bo nie wydaje mi się, żeby był tylko jeden, na podpuchę ;) W Wieliczce szlak św. Jakub wydaje się idealnie pokrywać z żółtym szlakiem pieszym. Nie ma więc opcji, by się tutaj zgubić. Kolejnym charakterystycznym punktem jest rynek w Wieliczce. Głodnym piechurom i rowerzystom (oraz reszcie ludzkości) polecam Pierogarnię Dzień Dobry - pyszne pierogi lepione na miejscu, bardzo korzystne ceny i przemiła obsługa. W lokalu są też lody - jak przyznał sam właściciel, wyrobem lodów trudni się już od ponad 20 lat, co musi owocować pysznym smakiem. Dodał, że sam codziennie zjada 6 gałek, nie może się oprzeć :) Za rynkiem kolejna tabliczka. Do Krakowa zostało mi już "tylko" 19 km, choć w tym upale odległość ta i tak pewnie da mi nieco w kość. Cóż poradzić, w końcu to pełnia kwietniowego lata.. Wieliczka jest miastem hiper-turystycznym. Przynajmniej, jeśli spojrzeć na ilość wyznaczonych szlaków i traktów turystyczne. Trakt św. Kingi, Trakt Solny, Trakt Powroźniczy, Wielicki Szlak Wielkiej Wojny - dla każdego coś miłego. Po jakimś czasie wyjeżdżam z plątaniny ulic na drogę biegnącą wśród nieużytków i domków jednorodzinnych. Widok z jednego ze wzniesień upewnia mnie w tym, co od siebie odsuwam - zbliżam się do miasta i będzie to niestety spore miasto. Im bliżej jestem Krakowa, tym gorzej mi się jedzie. Tego się zresztą spodziewałem. Cóż poradzę, że nie jestem typem z miasta. Z każdej strony bombardują mnie obrazy i dźwięki, coraz więcej samochodów, ludzi, wrzawy i pośpiechu, które swój punkt kulminacyjny osiąga na krakowskim rynku. Uciekam ze szlaku w okolicach krakowskich Łagiewnik, by potem jadąc najkrótszą drogą na dworzec PKP, co rusz na niego trafiać. Ten odcinek dokończę kiedyś na spokojnie, bez roweru. Może zimą, przy -20 stopniach, gdy ulice będą spokojniejsze? :-) Zainteresowanych kolejnymi etapami szlaku zapraszam tutaj: Kraków - Olkusz Olkusz - Sosnowiec Sosnowiec - Będzin (zamek) Będzin - Tarnowskie Góry Tarnowskie Góry - Toszek Toszek - Góra św. Anny Góra św. Anny - Opole - Dobrzeń Wielki
0 Comments
Your comment will be posted after it is approved.
Leave a Reply. |
KategorieWszystkie Droga św. Jakuba Green Velo Inne Łemkowszczyzna Liswarciański Szlak Rowerowy Mikroprzygoda Mikro Przygody Z 5 Latkiem Mikro Przygody Z 5-latkiem Piesze Wyprawy Praktyczne Porady Przemyślenia Rowerowe Wyprawy Szlak Historii Górnictwa Górnośląskiego Szlak Husarii Polskiej Szlak Rowerowy 2Y Katowice Głubczyce Wiślana Trasa Rowerowa |