13/6/2018 0 Comments Green Velo 2018 - Siemianówka - Nurzec: lokalne przysmaki, niegościnne podłoże i gościnni ludziePrzez kilka lat szukałem kompanów do długich, rowerowych wyjazdów, a tu nagle, w ciągu jednego wieczora, poznałem dwóch i od razu ruszamy razem w trasę. W 4-osobowej ekipie kilometry mijają dużo szybciej. Dawid pyta każdego mijanego rowerzystę o miejsce startu i cel trasy. Najczęściej kolarze startują z Przemyśla. Na ich tle wyróżnia się Pan Krzysiek, który co prawda również wyruszył z Przemyśla ale na pytanie o cel z dumą prezentuje nam swoją koszulkę a tam: Rowerem dookoła Polski. Dzień drugi: Siemianówka - Nurzec (106 km) - Mam na to 40 dni, pewnie uda mi się zrobić połowę, a potem druga połówka - wyjaśnia. Jesteśmy pełni uznania, tym bardziej, że Pan Krzysiek do młodzieniaszków nie należy. Do końca wycieczki żałuję, że nie zrobiłem sobie z tym wyjątkowym człowiekiem zdjęcia. Pozdrawiając mijanych pod drodze rowerzystów, których jest tu dużo więcej niż podczas innych moich tras na Green Velo, docieramy do Puszczy Białowieskiej. O dziwo, komary nie pożerają nas żywcem i jedzie się bardzo przyjemnie. Szlak prowadzi nas w stronę Hajnówki, gdzie mamy zamiar zjeść jakieś lokalne przysmaki. Dawid jest wielkim fanem babki ziemniaczanej, tak jak i ja - jadłem ją miesiąc temu w najbardziej gościnnej agroturystyce świata w Zawykach i do teraz pamiętam jej aksamitną konsystencję i boski smak. W Hajnówce mamy na liczniku 50 km, więc babka ziemniaczana i kiszka błyskawicznie znikają z talerzy. Marek i Dawid planują tu dłuższą przerwę na podreperowanie sił i baterii telefonów, a my z mamą ruszamy dalej, z zamiarem spotkania się na najbliższym polu namiotowym. Za Hajnówką prawdziwa radość - szeroka i gładka droga rowerowa, na której sam nie wiem kiedy robimy kolejne 20 km. Dojeżdżamy do położonego tuż przy trasie i tuż przy MORze pola namiotowego nad zalewem w Repczycach. Niby fajnie, ale jest dopiero przed 17:00. Spoglądamy na siebie z mamą i już wszystko jasne: szkoda tak pięknego dnia na leżenie plackiem przed namiotem: jedziemy dalej! Mijamy Czeremchę, w której według wiedzy wujka Google też znajduje się pole namiotowe, prowadzone przez emerytowanego kolejarza, pana Romana. Po przekroczeniu drogi nr 66 wjeżdżamy w piach. Taki w którym zapadają się koła, a tarka, która jest pewnie dziełem traktorów, sprawia, że po paru minutach z mózgu wylatują wszelkie racjonalne myśli. To może nawet lepiej? Brniemy tak pomalutku przez tę niegościnną nawierzchnię, a wokół nas, w lasach, trwa wieczorna krzątanina zwierząt. Pewnie patrzą zdziwione na obładowanych pakunkami ludzi, telepiących się na dwóch kółkach po tej falistej drodze. Za taką jazdę jest jednak nagroda: zatopione w lesie wioski, w których nie uświadczy się sklepu czy nawet przechodnia. Cisza. Wrażenie, że świat jest gdzieś indziej, a tutaj czas stanął i nigdzie mu się nie spieszy. Nie spieszymy się i my, uzgadniając, że jeśli po drodze nie będzie pola ani agroturystyki, rozbijemy namiot przy jednym z MORów. Obiecaliśmy sobie, że to będzie wycieczka na pełnym luzie i tego się trzymamy. Taki najkorzystniej położony trafia się w Nurzcu. Na zegarku mamy kilka minut po 20:00, na liczniku 106 km. W sam raz na zakończenie tego pięknego dnia. Po szybkim przejrzeniu internetu (bo a nuż coś się w Nurzcu trafi?) znajduję agroturystykę. Zanim odczytuję numer telefonu, gubię zasięg. Maszeruję więc do pierwszej chatki przy MORze i pukam do uchylonych drzwi. - Dzień dobry! Czy mają tu państwo we wsi jakąś agroturystykę? - Agroturystykę? A nie ma nic takiego, ale ja was chętnie przyjmę! - oznajmia mi dziarsko gospodyni. - Ale jak to, tak po prostu? - dziwię się. - My zapłacimy oczywiście, mamy namiot... - Żadnego płacenia! Ja tu tak wszystkich gościnnie przyjmuję. - To są jeszcze tacy ludzie? - wyrywa mi się, a pani Marylka się śmieje. Idę po mamę, która tak jak ja, jest pozytywnie zszokowana tym, że będziemy spali u gościnnej mieszkanki Nurzca, jakieś 3 metry od trasy Green Velo. Nie ma mowy o spaniu w namiocie. Pani Marylka otwiera dla nas pomieszczenie, które jest jakby obudowanym ścianami tarasem, do mycia mamy wodę z węża ogrodowego i dużą miskę, a na dworze stoi najczystsza wygódka, jaką w życiu widziałem. Oglądam z gospodynią mapy Green Velo, bo jest ciekawa przebiegu szlaku. - Ten odcinek od Czeremchy do Nurzca-Stacji rowerzyści mijają pociągiem, bo źle im się tu jeździ po piachu - wyjaśnia nam Pani Marylka. I siedzimy tak sobie, przyjęci jak najbliższe osoby, choć przecież znamy się od kilkudziesięciu minut. Dla takich momentów warto podróżować, telepać się po piachach, wysiadywać godzinami w pociągach, pocić się na stromych podjazdach. Pani Marylka gratuluje mojej mamie kondycji i odwagi. Ale czego się tu bać, jeśli wszędzie gdzieś są dobrzy ludzie?
0 Comments
Your comment will be posted after it is approved.
Leave a Reply. |
KategorieWszystkie Droga św. Jakuba Green Velo Inne Łemkowszczyzna Liswarciański Szlak Rowerowy Mikroprzygoda Mikro Przygody Z 5 Latkiem Mikro Przygody Z 5-latkiem Piesze Wyprawy Praktyczne Porady Przemyślenia Rowerowe Wyprawy Szlak Historii Górnictwa Górnośląskiego Szlak Husarii Polskiej Szlak Rowerowy 2Y Katowice Głubczyce Wiślana Trasa Rowerowa |